wtorek, 24 marca 2015

Chapter 1: Welcome, New York!

Jeżdżąc moim starym Mercedesem po ulicach Manhattanu, oglądałam widoki. Miałam spędzić tu dokładnie cztery miesiące i sześć dni, z moją ciotką. Ta ostatnia część zdania nie zapowiadała się świetnie, ale przynajmniej uciekłam od rodziców, choć na chwilę i mogłam cieszyć się słońcem i wieżowcami. Moje włosy rozwiewał wiatr, który wpływał przez otwarte okno. Obiecałam cioci, że zajadę do sklepu, zanim do niej wpadnę. Prosiła o jakieś jajka, chleb i inne pierdoły. Stanęłam moją Rhodą, bo tak nazwałam moje cacko; wyszłam z auta, zamknęłam kluczykiem i skierowałam się do sklepu rzekomo otwartego dwadzieścia cztery godziny. Dzwonki zadzwoniły cicho, gdy otworzyłam drzwi wejściowe, a ja rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu właściciela. Kasa i lada była pusta. Nie zastanawiając się długo, po prostu poszłam po produkty na jutrzejsze śniadanie i stanęłam przy ladzie.
-Halo? - zawołałam głośno. -Jest tu ktoś?
Nikt nie odpowiedział. Zastałam grobową ciszę. Położyłam trzymane produkty na bok, przeskakując przez ladę i sprawdzając za drzwiami schowka, czy nikogo nie ma. Może powinnam po prostu stąd zniknąć, uciec z zakupami gdzie pieprz rośnie? Nie, nie powinnam tego robić. Kradzież jest jak uzależnienie, a ja już miałam z nią wcześniejsze doświadczenie. I nie chciałam do niego wracać.
Przeskoczyłam przez ladę i zaczęłam skanować swoje produkty. Tak. Właśnie skanowałam sama sobie. Pewnie większość studentów nazwałaby mnie jakąś idiotką, ale wolałam być uczciwa. Drzwi od sklepu zadzwoniły i zaczęłam śpieszyć się ze skanowaniem. Co jeżeli to właściciel? Och nie! Spojrzałam w stronę drzwi, a w nich stał chłopak piszący SMS’a, nawet nie podnosząc głowy. 
-Poproszę Marlboro Gold Touch, jak zawsze. 
Skanowałam dalej, nie zwracając uwagi na chłopaka. Włożyłam swoje produkty do torby i położyłam pieniądze na ladę. Chłopak chrząknął i spojrzał na mnie.
-Prosiłem o Marlboro Gold Touch. - jego brązowe oczy skanowały moje. Potem przeniósł swój wzrok na moje ubranie i torbę z zakupami.
-Bardzo chciałabym panu skasować za te papierosy, ale ja tutaj nie pracuję. - uśmiechnęłam się i przeskakując przez ladę złapałam swoje zakupy w rękę.
-Przecież widziałem, jak kasowałaś to wszystko. - wskazał na torbę. -Tak trudno podać mi jedną paczkę papierosów?
-Tak, trudno. Nie pracuję tutaj. Jak weszłam nikogo nie było, a ponieważ nie jestem z tych co lubią kraść, to zapłaciłam za to co kupiłam. Jeżeli masz jakiś problem to zadzwoń na policję, wezwij właściciela. A nie, czekaj! Nie ma go, bo już wołałam i sprawdzałam. - przewróciłam oczami. Chłopak zaczął się śmiać. 
-Czekaj, to ty...Zamiast ukraść to wszystko, po prostu za to zapłaciłaś? - nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Tak. 
-Mogłaś po prostu to ukraść. Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty na Manhattanie. - powiedział mówiąc bez końca.
-Nie jestem stąd.
-Oczywiście, że nie. - uśmiechnął się. -Widzę. 
-Nieważne. - westchnęłam i sięgnęłam do klamki do drzwi wyjściowych. Otworzyłam je i skierowałam się do mojego samochodu. Otworzyłam bagażnik wkładając do niego zakupy i wsiadłam do samochodu, otwierając okno ręcznie. Ugh, to stary samochód, ale lepsze to niż nic. Odwróciłam się w prawo by zobaczyć czy na pewno nic nie zostawiłam i przeszukałam moją torebkę. Wszystko na miejscu, świetnie. Powróciłam na poprzednie miejsce i czułam jak moje serce wylatuje z klatki piersiowej. Na ramie mojego okna samochodowego zwisały ręce tego chłopaka, razem z jego twarzą patrzącą na mnie z uśmiechem. Podskoczyłam przestraszona.
-O słodki Jezu! - wzięłam głęboki oddech. -Przestraszyłeś mnie.
-Aż taki jestem straszny? - spojrzał w moje oczy. O cholera. Był bardzo przystojny. Miał piwne oczy, dość krótkie brązowe włosy i piękny uśmiech. Nawet nie wiem dlaczego wcześniej się nie zorientowałam. A nie, wiem! Może dlatego, że był kompletnym palantem. Nic nie odpowiedziałam. 
-Fajne masz auto. -skwitował. -Mercedes-Benz 380SL, z lat 80-dziesiątych. To już prawie zabytek. - Wow, cóż za znawca. Tłumaczył mi, jakbym wcale nim nie jeździła przez ostatnie dwa lata. 
-Rhoda nie jest żadnym zabytkiem. - powiedziałam oburzona. -To dobrze prowadzące auto. 
-Rhoda? - zapytał rozbawiony. 
-Tak, Rhoda. Jak prawdziwa wojowniczka. - podniosłam palec wskazujący by mu pogrozić. -I nie śmiej się. Ona to wszystko słyszy. 
-Cokolwiek. - spojrzał na mnie. Zaczął przenosić wzrok z moich oczu na moje usta, a potem na moją bluzkę. Oblizał przy tym usta. Ugh, nastoletni chłopcy i ich niewyżyte hormony. Pstryknęłam palcami przed jego oczyma, aby zwrócić na siebie uwagę. Potem odchrząknęłam.
-Ja nadal tu jestem. Poza tym, mógłbyś się przesunąć? Chciałabym już jechać. - powiedziałam zdenerwowana. Spotkałam się z jego łobuzerskim uśmiechem i znów spojrzał mi w oczy. 
-Och błagam. Daruj sobie bycie niewinną i powiedz gdzie się dziś spotykamy. - powiedział rozbawiony.
-Słucham? - wytrzeszczyłam oczy. Czy ten chłopak przede mną właśnie zaproponował mi bym się z nim przespała? Zauważyłam ,że trzymałam kierownicę bardzo mocno, tak że kostki mi pobielały, więc przestałam automatycznie, ale nie mogłam opanować tego całego gniewu. Nie potrafiłam.
-Dobrze słyszałaś. 
-Po prostu się odsuń zanim cię przejadę. - powiedziałam zdenerwowana.
-Och, ależ ja bardzo bym chciał żebyś mnie przejechała. Może być tutaj, w tym samochodzie. - wskazał palcem na tylne siedzenie. W sumie dobrze, że mój samochód był trzydrzwiowy, bo bałabym się, że wejdzie na tylne siedzenie i mnie zgwałci. Poza tym co to za dupek? 
-Myślałam, że Brooklyn nie jest aż tak pełen zboczeńców, ale widocznie się myliłam. - powiedziałam raczej bardziej do siebie, niż do niego. Parsknął śmiechem, a ja obserwowałam jak to robi. Wydawał się być miły. W sensie jego twarz i śmiech wydawał się być miły, jego osobowość już niekoniecznie. Nie mogłam uwierzyć, że tak przystojny chłopak, z młodzieńczym błyskiem w oku i uśmiechem niczym z reklamy pasty Collgate, chciał mnie przelecieć. To nie do wiary jak nisko upadło wielu nastolatków w tych czasach. W moich czasach. Nie mogłam powiedzieć, że byłam perfekcyjna, bo jeszcze rok temu pewnie zgodziłabym się na jego propozycję, ale... był taki młody. Za młody. 
-Irytujesz mnie. Szczególnie twój śmiech i próba bycia “cool”. - odpowiedziałam wciskając klakson mojego samochodu. Głośne trąbnięcie przestraszyło chłopaka, który uderzył się głową o ramę auta. -A to za karę, że nie potrafisz słuchać zirytowanych kobiet. - wcisnęłam gaz pobudzając chłopaka do nagłego poderwania się. Odsunął się od mojego samochodu, dzięki czemu mogłam wyjechać na główną drogę, zostawiając go za sobą. Popatrzyłam w boczne lusterko widząc chłopaka, który pokazywał mi środkowy palec i krzyknął ostatni raz “suka”. Wow, te wakacje zapowiadały się świetnie.
Postanowiłam przejechać przez Brooklyn Bridge ponieważ zawsze chciałam zobaczyć widok z tego mostu i ciocia wiele mi o nim opowiadała. Tak naprawdę to nie mogłam uwierzyć, że znajduję się w samym Brooklynie. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w przednim lusterku. Tak, uśmiech był dzisiaj jak najbardziej dozwolony. 
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam korek. Co się stało? Zmarszczyłam brwi wychylając się z okna kierowcy. Nie mogłam nic zobaczyć, więc usadziłam się z powrotem. Wskaźnik paliwa wskazywał o połowę mniej niż 1/3 baku, więc byłam nieco zdenerwowana. Rozumiem, że droga z Kentucky aż tu to ponad jedenaście godzin i Rhoda nie jest przyzwyczajona do takich wycieczek, ale musiała. Nie było wyjścia.
-Rhoda, nie poddawaj się, proszę. - powiedziałam klepiąc kierownicę. To w sumie trochę smutne, że rozmawiam z moim samochodem, ale tak dzieje się, kiedy wybieram się na samotne przygody. Okay, może po prostu lubię sobie tak z nią pogadać. Ona jedyna mnie rozumie. 
Włączyłam moją ulubioną składankę i zamknęłam oczy delektując się majowym słońcem. Ktoś trąbił na mnie, więc znów włączyłam się do ruchu drogowego. Zaczęłam bębnić w deskę rozdzielczą do rytmu mojej ulubionej piosenki - Rescue Yuny. Chwilę potem już darłam się na cały głos obracając się co chwilę, by zobaczyć czy korek się rusza. Oparłam jedną rękę na zamkniętym oknie i jechałam dalej, nie mogąc doczekać się końca mojej podróży. Przejechałam na prawy pas i oglądałam wielką taflę wody, która świeciła w słońcu otaczając wieżowce. Czułam się jak w samolocie próbującym przelecieć na drugą stronę.
Spojrzałam w lewo zauważając chłopaka, który gapił się na mnie od jakiegoś czasu. Tak to przynajmniej wyglądało. Nie spuszczając ze mnie wzroku powiedział coś swojemu koledze, który prowadził samochód. Po chwili usłyszałam ich śmiechy. Może mam coś na twarzy? Albo może śmieją się z Rhody? A w sumie, co mnie to obchodzi. Chłopcy to kretyni i bezmózgie pokraki. A jak są w towarzystwie swoich najlepszych kumpli to w ogóle szkoda gadać.
-Ej laska! - usłyszałam z samochodu obok i odwróciłam się podnosząc brew. Jego akcent był czysto Australijski. -Fajne masz auto! Ile kosztowało? - blondyn powiedział uśmiechając się głupio. Zaczął grzebać w kieszeniach swojej czarnej bluzy. Pokazując mi pięć banknotów i jakiś papier z McDonald’s’a zapytał:
-Czy tyle wystarczy by go odkupić? - usłyszałam śmiech jego przyjaciół i jego samego nadal patrzącego na mnie. A swoją drogą, czy dziś jest jakiś dzień dupka, czy to może jakaś nowojorska tradycja, żeby zaczepiać nieznane dziewczyny? 
-Zabawny jesteś. - powiedziałam wskazując brodą jego Range Rover’a. -Zastanawia mnie tylko ile prosiłeś mamę, żeby kupiła ci taką brykę. Za te pięć dolców i świstek nawet nie mógłbyś sobie kupić ołówka. -krzyknęłam. Twarz blondyna zrzedła nieco, chociaż nadal mogłam zobaczyć jego łobuzerski uśmiech. Jego kumple zaczęli wyć, jeden nawet krzyknął “Luke, to była słodka riposta”, więc poczułam dumę z samej siebie. Luke, jak sugerowałam, kazał im być cicho, a potem odwrócił się w stronę przedniego okna i już więcej się nie odzywał. 
Nuciłam muzykę wszystkich piosenek które leciały, jedna po drugiej. Korek powoli się zmniejszał i wreszcie jechaliśmy płynnie. Nareszcie. Poczułam jak ogarnia mnie wielkie zmęczenie. To już drugi dzień jazdy i spędzanie czasu za kółkiem nie było moim ulubionym zajęciem, chociaż nigdy nie narzekałam. Podobało mi się oglądanie miasta, podczas gdy możesz słuchać swojej ulubionej muzyki.
Słońce już lekko zachodziło i próbowałam obejrzeć to wydarzenie, ale samochody przede mną nie pozwalały mi na to, przyśpieszając z każdą sekundą. Jeszcze raz spojrzałam na licznik i westchnęłam modląc się o cud. 
Piętnaście minut później byłam już za mostem i kierowałam się w stronę Greenwich Village. Strzałka na wskaźniku była niebezpiecznie blisko końca. Walnęłam w kierownicę zdenerwowana i zjechałam na pobliskie pobocze, które nie było łatwe do znalezienia. Wyszłam z samochodu trzaskając drzwiami i skierowałam się w stronę bagażnika. 
-Błagam o paliwo. Chociaż butelkę, proszę. - szepnęłam. Otworzyłam bagażnik patrząc na torebki z zakupami i nic poza tym. -Kurna. - krzyknęłam zamykając go i wyciągając telefon. Ciocia odebrała po trzecim sygnale. 
-Hej kochanie, wszystko w porządku? Gdzie jesteś? - usłyszałam jej głos i aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Tęskniłam za nią. Mimo tego, że często mnie irytowała. 
-Tak, ciociu, wszystko gra. Słuchaj, właśnie minęłam Brooklyn Bridge i próbuję do ciebie dojechać. Mam tylko jeden problem. Bak samochodu jest kompletnie pusty. Wiesz może gdzie jest blisko jakaś stacja benzynowa? 
-Och, po co masz gdzieś chodzić, może poczekaj na mnie. Przyjadę z galonem paliwa za jakieś dziesięć minut. Tylko się nie ruszaj. W sumie to jak mogłabyś się ruszyć. - zaśmiała się. Spojrzałam za siebie widząc samochód zwalniający na mój widok, po czym stający zaraz przed moim.
-Nie, nie, ciociu. Dam sobie radę. Usiądź w domu i czekaj na mnie. Powiedz tylko gdzie coś znajdę... -urwałam widząc tego blondyna wychodzącego z samochodu. Spojrzałam na niego, potem na jego sylwetkę. Co on tu robił? Podszedł do mnie i oparł się o mój samochód. -Czekaj, ciociu. Zaraz do ciebie oddzwonię. - schowałam telefon do tylnej kieszeni moich szortów i spojrzałam na chłopaka.
-Hej, sorry, ale nie mam czasu teraz użerać się z twoimi głupimi uwagami. - powiedziałam marszcząc brwi. 
-Co się stało? - spytał jak gdyby nigdy nic. -Auto ci siadło? 
-Umm...Tak jakby. Brak paliwa. - spojrzałam mu w oczy. Jego niebieskie tęczówki były przyjazne, ale i zimne w pewien sposób. Blond włosy były postawione na żel, a jego strój składał się z czarnych rurek i bluzy w tym samym kolorze. Pokiwał głową, po czym podszedł do Range Rover’a i wyjął z niego jeden galon paliwa. Podszedł do Rhody, otworzył klapę i wlał połowę galonu. Dołączyłam do niego, patrząc zdziwiona z otwartą buzią.
-Teraz powinno być okej. - spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Potem podniósł moją brodę i zamknął mi usta. 
-Chwila, poczekaj. - powiedziałam w szoku. -Dlaczego to zrobiłeś? 
-Potrzebowałaś paliwa, tak? - kiwnęłam głową. -No to ci je dałem. Myślę, że to lepsze, niż siedzenie tu całą noc i czekanie na jakąś pomoc. 
-D-dziękuję. - odpowiedziałam. 
-Cała przyjemność po mojej stronie - chłopak zamknął klapę i skierował się do bagażnika wkładając resztę paliwa. Potem zaczął się oddalać, w stronę tego cholernego czarnego auta. 
-Poczekaj! - krzyknęłam i otworzyłam drzwi siegając po portfel. Podbiegłam kilka kroków znajdując się przy nim. -Chociaż oddam ci pieniądze. - wyjęłam banknoty. -Paliwo nie jest za darmo. 
-Nie musisz. - powiedział krótko. 
-Muszę. Dałeś mi paliwo, ja daję ci pieniądze. - zmarszczyłam brwi podkładając pieniądze pod jego nos. -Po prostu je weź, proszę.
-Nie chcę ich, kurwa. - och, jaki subtelny. -Jedź do domu, zanim się ściemni. 
-Weź je. - pomachałam przed nim ręką. Pokręcił głową. -Czemu nie?
-Powiedzmy, że to za twoją ripostę. Była dobra. - zarumieniłam się. Ha! Wiedziałam, że mogę być z siebie dumna!
-Dzięki. - zaśmiałam się. -Ale weź tę kasę, Chociaż jednodolarówkę, błagam, Luke. - chłopak uśmiechnął się biorąc banknot, na którym były narysowane kostki do kości. Spojrzał na niego, po czym włożył do kieszeni.
-Zadowolona? - spytał zfrustrowany.
-Bardzo. - uśmiechnęłam się. -I dziękuję. 
-Idź już. - powiedział sucho. Jezu, okej. Nie chcesz moich podziękowań to nie. Odwróciłam się wracając do samochodu. Usłyszałam jeszcze jak gwiżdże, więc spojrzałam w jego stronę. -Jak ci na imię?
-Vienna.
-Jasne. - urwał i chwilę potem zniknął za drzwiami czarnego samochodu. Westchnęłam ciężko. Dzisiejsze wydarzenia były nieprzywidywalne. 



Dzień dobry wszystkim! O jejciuś, pierwszy rozdział. Nie wiem czy wam się podobał, ale starałam się. Wiem, że te pierwsze rozdziały zawsze są takie nudne, dlatego chciałam żeby się już coś działo i w ogóle ominęłam prolog, bo z własnego doświadczenia wiem, że tylko niektóre osoby je czytają, haha. Drugi rozdział będzie bardziej wyjaśniał przybycie do Nowego Jorku i wszystko, tak naprawdę. 

sobota, 21 marca 2015

Welcome!



Witam na moim nowym blogu! Chciałabym wszystkich zaprosić do czytania mojego bloga, z Lukiem Hemmingsem w roli głównej.


Wiem na pewno, że rozdziały będą się pojawiały w piątki, soboty albo niedziele!










Vienna to dziewczyna, która ma swój idealny świat, jednak nie lubi swojego stylu życia. Nienawidzi rodzinnych kolacji, znajomych rodziców i "nadętych bufonów". I choć wszyscy uważają, że wszystko ma, to nie ma tego, czego by chciała.Ma już chłopaka - Elliota, który dba o nią jak nikt inny; dużo przyjaciół i kochającą rodzinę. Jednak gdy zostaje wysłana do Nowego Jorku jej życie zmienia się diametralnie. Coś ciągnie ją do chłopaka, którego nie zna zbyt długo... Nie wiadomo tylko, czy jego ciągnie coś do niej i jakie skutki będzie miał Luke na życiu Vienny.










Link do wattpad'a

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX