poniedziałek, 2 listopada 2015

Chapter 10: Betrayer

Staliśmy koło siebie spuszczając głowy. Calum siedział pomiędzy nami zawijając bandaż wokół swojej dłoni.
-Macie zamiar coś powiedzieć, czy będziecie tak stać? - mruknął Cal spoglądając to na mnie, to na Luke’a. Luke wzruszył ramionami, a ja nawet się nie ruszyłam. -Może zostawię was samych?
Cisza. Nic, tylko ta cholerna cisza. Kiedyś mama mówiła, że cisza oznacza coś złego. “Cisza przed burzą” - tak mówiła. Zaraz coś się stanie, takie miałam przeczucie. 
-Okej, w takim razie...Będę u siebie w pokoju, jakby co. - przytaknął i pobiegł do swojego pokoju. Potem usłyszałam dźwięki szkła, prawdopodobnie sprzątanego. 
Zerknęłam na Luke’a, który przypatrywał się mnie bezustannie. W jego oczach była tajemniczość i kłopoty. Tak przynajmniej mi się wydawało. 
-Powiedz coś. - westchnął ciężko. 
-Coś. 
-Nie bądź śmieszna. 
-Wyglądam na śmieszną? - posłałam mu zimne spojrzenie. Podniósł jedną brew rozbawiony. 
-Co ci się stało?
-Nic. - uśmiechnęłam się sztucznie. -Wkurwiasz mnie. - skierowałam się do drzwi wyjściowych. 
-Co ty robisz? - spytał podążając za mną. 
-Wychodzę. Nie widać? To był zły pomysł by tu przychodzić. Wiem, że mnie zaprosiłeś i w ogóle, ale nie powinnam się godzić. - już prawie wychodziłam, gdy Luke złapał mnie za rękę i przysunął do siebie. Jego gorący oddech był na moich wargach. Wyrwałam się z jego uścisku. -Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam. 
-Nie możesz wrócić do domu, okay? Zostań tu i nie rób scen. 
-Kto tu robi sceny?! Całe to gówno z Calumem, te twoje podejrzenia...
-Uspokój się. Czy przeklinanie to twój spósób na odstresowanie się? 
-Przestań. - zakryłam twarz w dłoniach. -Ja po prostu nie mogę tu być.
-Michael ma swoje głupie wymysły. Mówiłem ci, żebyś nie zwracała na niego uwagi. 
Przez chwilę panowała cisza…znowu… Potem podeszłam do niego bliżej ponieważ chciałam by dokładnie mnie usłyszał. 
-Luke, ja... - zaczęłam. Poczułam jak jego ciało się spięło. Objął mnie w pasie przysuwając się blisko i całując mnie zachłannie. Odepchnęłam go gwałtownie, na co odpowiedział mi zdziwionym wzrokiem. 
-Co do...- zmarszczył brwi patrząc mi prosto w oczy. Odsunęłam się od niego. Wpatrywał się we mnie. Poczułam się głupio. On na coś liczył...
Otworzyłam drzwi wejściowe i wybiegłam przez nie szybko. Luke zaraz za mną. Szturchnął mnie, po czym pociągnął za koszulkę. Stałam do niego przodem, nadal spuszczając głowę. 
-Dlaczego- próbował coś powiedzieć, ale przerwałam mu. 
-Nie mogę, okay? Czuję się jak dziwka robiąc to zaraz za plecami Elliota. On przyjechał tu specjalnie dla mnie. W sumie powinnam się cieszyć, że nie zerwał ze mną przez telefon. - Luke posłał mi niemiłe spojrzenie.
-Jebać go, kurwa! Nie powinnaś się cieszyć z takiego powodu. To chuj. 
-Nie mów tak o nim. Najlepiej to zostaw go w spokoju. 
-Vienna, kurwa...Nie możesz tam iść. Zostań u mnie. Chociaż do jutra. 
-O co ci chodzi? - zapytałam kładąc ręce na biodra. 
-Po prostu zostań. Proszę. - podniósł brwi. 
-Nie mogę. Nie mogę cały czas uciekać od problemów. Elliot przyjechał tu, żebyśmy wszystko mogli sobie wyjaśnić. 
-Więc wyjaśnicie sobie jutro. - chciał złapać mnie za rękę, ale cofnęłam się zwiększając odległość o dosłownie parę centymetrów. 
-Luke, przestań. Lubię cię, ale...
-Czy zawsze musi być jakieś “ale”? 
-Znamy się dwa tygodnie. To dla mnie za mało. Przepraszam. - wyrwałam się z jego uścisku. 
-Vienna, przestań... Myślałem, że-
-To źle myślałeś! - wykrzyknęłam. -Wiesz co zobaczyłam patrząc dziś rano w lustro? - czułam jak w kącikach mych oczu gromadzą się łzy. -Zobaczyłam kłamcę, zdrajcę... Zobaczyłam kogoś, kim dotąd nigdy nie byłam. Okłamałam go. Nadal to robię. 
-Vienna, to on cię okłamuje. 
-Nie, Luke. Wiesz co jest najgorsze? Podobała mi się każda chwila spędzona tutaj, bez niego, z tobą... To złe. Jestem okropna. Jestem bez serca... - wzięłam głęboki oddech i otarłam łzy lecące po moich policzkach. -Proszę cię, zostaw mnie. 
Nastała chwila ciszy, przez którą mogłam usłyszeć tylko ciężkie krople deszczu obijające się o dachówki. 
-Elliot nie jest tym, kim myślisz, że jest, Vienna. 
-Wiesz co?! Mam dosyć ciebie i twojej zazdrości! Kim ty myślisz, że jesteś?! Odpychasz wszystkich od siebie! Nawet chłopaków, Caluma! Wszystko, co oni dla ciebie robią, to dbają o ciebie, traktują cię jak brata. Ale ty wydajesz się tego nie widzieć. 
-Nie angażuj się w sprawy o których mało wiesz. 
-Jakoś nie próbujesz mnie oświecić o co w tym wszystkim chodzi. My się nie znamy, nie rozumiesz? Nic o tobie nie wiem. I lepiej by tak zostało. - ouch, dlaczego ja to powiedziałam? Spojrzałam na niego smutnie, ocierając łzy z mojej twarzy. -Po prostu zostaw mnie w spokoju. - szepnęłam i obróciłam się idąc w stronę domu mojej cioci. 
-Obawiam się, że nie ma takiej opcji. - usłyszałam jego ciche słowa za plecami. 

***

Na dworze było już kompletnie ciemno. Deszcz lał jak z cebra, nawet moja bluza przesiąkła tak bardzo, że czułam jakby przybyło mi 20 kilo. Pukając do drzwi ocierałam kolejne łzy, które lały się z moich oczu niszcząc cały makijaż, w który zainwestowałam kupę kasy. Te wszystkie wodoodporne kosmetyki to jakaś ściema. Mam nawet dowód. 
Ciocia otworzyła mi chwilę później, otwierając buzię ze zdziwienia, ale nic nie mówiąc. Wpuściła mnie do domu bez słowa.
-Zaparzę herbaty. A ty ubierz się w suche ubrania. 
-Okej. Zaraz wracam. - weszłam po schodach i wchodząc do łazienki nie wierzyłam w to, co widzę przed sobą. Było gorzej niż myślałam. Umyłam twarz, potem rozebrałam się z mokrych ubrań i wzięłam długi gorący prysznic płacząc jeszcze głośniej i bardziej. Ale dlaczego? Czyżby naprawdę tak bardzo zależało mi na Luke’u? Czy mówiąc mu te niemiłe rzeczy zraniłam samą siebie? 
Pięć minut później uspokoiłam się pod wpływem dotyku suchych, miękkich ubrań na mojej skórze. Założyłam czystą bieliznę, moją za dużą bluzę z wielkim znakiem Los Angeles, Lakers. Ubrałam też dresy i zrezygnowałam z czesania moich skołtunionych włosów. Byłam zbyt zmęczona. 
Zeszłam na dół po schodach, gdzie ciocia czekała na kanapie z dwoma kubkami zielonej herbaty. Gdy usłyszała skrzypiące stopnie odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła lekko. Usiadłam koło niej siorbiąc ciepły napój. 
-Jeżeli nie chcesz rozmawiać, zrozumiem. - przymknęła powieki szepcząc. 
-Po prostu...Boję się, że gdy zacznę o tym rozmawiać znowu poryczę się jak dziecko. 
-A to źle? Ja dużo płakałam, gdy byłam młoda. Szczególnie przez chłopców.
-Ciociu, ty nadal jesteś młoda. - pokręciła głową na moje słowa i kontunuowała. 
-Gdy miałam szesnaście lat oglądałam się za parami i wyobrażałam sobie siebie z jakimś fajnym chłopakiem. Gdy miałam osiemnaście lat związek wydawał mi się być najgłupszą rzeczą na świecie. Gdy miałam dwadzieścia lat... - przerwała na chwilę - byłam w stanie poświęcić wszystko dla kogoś, kto nie był tego wart. 
Otworzyłam szeroko oczy nic nie rozumiejąc. Ciocia popatrzyła na mnie smutno, prawdopodobnie przypominając sobie swoje nastoletnie lata.
-Najgorsze jest to, że nigdy nie wiesz kto jest kim. Nie wiesz czy trafiłaś na kogoś, kto kochałby cię aż do śmierci, czy to tylko coś chwilowego. Dlatego...proszę cię, Vienna, nie przejmuj się tym co dzieje się teraz, bo jest tak wiele rzeczy przed tobą. Mężczyźni nie są tego warci...
-Elliot przyjechał tu by ze mną zerwać. - powiedziałam cicho -Odkąd mama zabroniła nam się spotykać, uznał, że nie jesteśmy już tak blisko i zamiast robić to przez telefon, przyjechał tu specjalnie... 
-To ładnie z jego strony, nie uważasz? 
-Szczerze? Wolałabym by zrobił to szybko, niż przyjeżdżał tu na trzy dni. 
-Zapewniam cię, powiedziałabyś inaczej, gdyby zrobił to przez telefon. Obwiniałabyś go, że nie ma odwagi powiedzieć ci tego w twarz. 
-To prawda. Ale...czy ja naprawdę nic już dla niego nie znaczę? 
-Przecież to nie ma nic do rzeczy. Myślę, że on nadal cię kocha, dlatego przyjechał tu by dać ci do zrozumienia, że tak będzie lepiej dla was obojga.
-Chyba tylko dla niego. - parsknęłam z wściekłości. 
-Nie bądź egoistką, Vienna. Gdyby wcale mu nie zależało napisałby ci SMS’a. 
-To ON jest egoistą! - krzyknęłam zrozpaczona. -Nigdy nie zapytał mnie co ja o tym myślę. Nigdy nie zapytał co ja czuję... -łzy znów ściekały mi po twarzy - Jeszcze niedawno mówił mi, że mnie kocha...Rozmawialiśmy przez telefon, planowaliśmy mieszkać razem... Byliśmy nierozłączni... 
Ciocia złapała mnie za rękę, a potem przytuliła mocno. Łkałam i płakałam w jej ramię. 
-Ja go kocham...- odsunęłam się od niej na chwilę -Nie wiem już co robić, ciociu. Pomóż mi.
-Posłuchaj swojego serca, Vienna. Ono wie teraz najlepiej. 
-Ja nie mam serca! Nie potrafię się zdecydować... Nie umiem...
Ciocia złapała moje ręce i ucałowała je. Widziałam, że ona również ma w oczach łzy. 
-Weź się w garść. Pokaż Elliotowi, że jesteś twarda, dobrze? Niech wie co traci. 
Pokiwałam głową wycierając słone strugi ze swoich ust. W tym samym czasie wszedł Elliot  otwierając szeroko drzwi wejściowe. Z jego włosów kapała woda, a kurtka skórzana odblaskiwała w świetle. Posłał mi zimne spojrzenie, zamknął drzwi i wszedł po schodach na górę do mojego pokoju. Ciocia dodała mi otuchy pokazując brodą bym szła za nim. Prawie potykając się wbiegłam po schodach zaraz za Elliotem. 
Siedział na łóżku będąc twarzą do otwartej walizki, do której pakował ubrania. 
-C-co ty robisz?! - wydukałam niepewna. 
-Wyjeżdżam. - odpowiedział szybko -Nie ma sensu bym tu został.
-Elliot, ale ja- próbowałam wytłumaczyć mu, że może być inaczej, że damy radę, że wszystko będzie w porządku, ale przerwał mi. Jeszcze nigdy taki nie był. 
-Słuchaj, Vienna. Naprawdę mam dosyć twoich gierek. Przyjechałem tu by cię przeprosić! Byłem taki głupi! To JA myślałem, że jestem egoistą, że nie jestem wart twojego wybaczenia, że jestem tym najgorszym... Nie wiesz jak się teraz czuję, kurwa, nie mogę... - mówił słowotokiem. Wszystko mieszało się w jeden wielki bałagan.
-Co? O co ci chodzi? - zmarszczyłam brwi.
-Nie jestem idiotą, Vienna. Ty i Luke, jesteście razem, prawda?
-SŁUCHAM?! - otworzyłam oczy z wrażenia zasłaniając usta. -Ty chyba nie mówisz poważnie. 
-Chyba jednak mówię. Luke przyszedł dziś do mnie po tym jak wybiegłaś z domu. Powiedział, że - cytuję - taki skurwysyn jak ja nie zasługuje na ciebie. Naopowiadał mi jakiś historyjek, powiedział, że nie mogłem zerwać tak po prostu, bo jesteś za dobra i krucha by cię skrzywdzić... I miał rację. A skoro już od niego wiesz, to może lepiej skończmy z tą durną rozmową.
Czułam, że się rumienię, ale postanowiłam skupić się na tym co powiedział.
-Chwila... Wiem co?
Zastygł w miejscu kierując swoje tęczówki wszędzie, byle nie prosto w moje. 
-Nie wiesz? - otrząsł się -Ja... Ja i Blake... spotykamy się od długiego czasu. Chciałem ci powiedzieć wcześniej, ale nie wiedziałem jak. Pomyślałem, że Blake również powinna przyjechać... Może poszłoby prościej i zachowalibyśmy dobre relacje - powiedział jakby pytając.
-Czyli... zdradzałeś mnie z moją najlepszą przyjaciółką? - złamał mi się głos.
-Tak - uciął. 
-Nadal to robisz...?
Cisza
-I chcesz zachować dobre relacje?! 
Cisza
-Ty... TY! Jak mogłeś?! JAK?! - ukryłam twarz w dłoniach próbując opanować gniew i smutek jaki we mnie wzmagał -Wierzyłam ci, zdradzałam swoje najgorsze sekrety i wady, kochałam cię, nadal cię kocham... a ty wykorzystałeś chwilę mojej nieuwagi i dystans...!!!
-Vienna, nie jesteś lepsza. Ty i Luke-
-Ja i Luke nie istniejemy, nie rozumiesz?! - rozpłakałam się patrząc na niego -Czułam się tak głupio spedzając z nim czas, wiedziałam, że coś sobie pomyślisz, dlatego powiedziałam mu by zostawił mnie w spokoju. 
Jego twarz zbladła, a ręce opadły. 
-Jak możesz obwiniać mnie, gdy cała wina leży po twojej stronie?! Robiłeś to z Blake? - wybuchłam płaczem, gdyż nic nie odpowiedział. To miało znaczyć “tak”?
-Luke miał rację. - powiedziałam sama do siebie -Mówił, że nie jesteś tego wart. Jestem tak głupia i naiwna... 
-Vienna-
-Nic nie mów! Zabieraj swoje rzeczy i wyjdź stąd!
Posłał mi ostatnie spojrzenie i zabrał się za pakowanie. Gdy był już gotowy podszedł do drzwi, o które się opierałam.
-Musisz coś wiedzieć-
-Nie. Zabieraj się stąd. Nienawidzę cię, rozumiesz?! Nienawidzę was obojga! Nie chcę was widzieć! 
-Przep- spróbował dokończyć, ale uderzyłam go w twarz. 
-Jeszcze nikt mnie tak nie potraktował, wiesz? - łzy spływały mi po policzkach wodospadem już chyba tysięczny raz tego dnia. -Nienawidzę cię...Zostaw mnie w spokoju.

Z opuszczoną głową wyszedł. Zatrzasnęłam za nim drzwi z wielkim hukiem. Rzuciłam się na łóżko łkając i płacząc w poduszkę. Najgorsze było to, że chciałam by Luke tu był. Ale przecież odsunęłam go od siebie. Odsunęłam również dwie inne, bardzo bliskie mi osoby... Chyba pobijam rekordy. 

Chapter 9: Drunk on jealousy

Siedziałam u chłopaków już czwartą godzinę. Deszcz padał bez przerwy nie pozwalając mi nawet na wyjście na dwór. Luke gdzieś zniknął, a Calum był widocznie usatysfakcjonowany, że używam go jako swoje własne łóżko. Podobno zasnęłam i chrapałam, ale ten chłopak wypił już tyle, że pewnie słyszał też syreny policyjne albo Bóg wie co. 
-Ja nie chrapię! - wykrzykiwałam kłócąc się. -Coś ci się przesłyszało!
-Ta jasne! Po prostu przyznaj, że jestem mięciutką poduszeczką! 
-Wcale nie! Ty masz chyba krzywe nogi, bo było strasznie niewygodnie. - zaśmiałam się. 
-To nie jest śmieszne. Mam krzywe nogi. - posmutniał. Zdziwiłam się zakrywając usta dłońmi.
-O kurde! Przepraszam. Cal, ja nie chciałam... - uśmiechnął się łobuzersko. -Ty tak na serio? 
-Nie. - pokręcił głową i wybuchł śmiechem. Wzięłam poduszkę i walnęłam go w głowę. 
-Jesteś głupi. - oberwałam od niego poduszką i zaśmiałam się. Nagle ktoś trzasnął drzwiami. Oboje podnieśliśmy się wpatrując się w wejście. Luke wystukiwał coś na swoim telefonie wyraźnie wkurzony. Gdy zobaczył nas razem zapewne jeszcze bardziej się zdenerwował, ponieważ schował telefon do kieszeni i podszedł do Caluma ze złością na twarzy. 
-Miałeś ją zostawić w kurewskim spokoju. - warknął ciągnąc mnie za przedramię. Jęknęłam cicho pod wpływem jego uścisku. 
-Wyluzuj, stary. Oglądaliśmy tylko film. - Cal wzruszył ramionami i spojrzał na mnie.
-Luke - próbówałam zwrócić na siebie uwagę. 
-Nie teraz! - machnął ręką. -Nie obchodzi mnie kurwa czy oglądaliście film, czy się lizaliście, nie dotykaj jej kurwa! 
-Ja pierdolę, ogarnij się Luke. To nie jest twoja zabawka. 
-Luke - spróbowałam głośniej. 
-C H W I L A! - wykrzyknął. -Po prostu zostaw ją w spokoju. 
-Zrobisz jej tym krzywdę. - mruknął Calum, a ja posłałam mu pytające spojrzenie.
-Nie pierdol. Widać od razu, że Vienna ci się podoba. Próbujesz mydlić mi oczy jakimiś swoimi gadkami...
-Luke, proszę. - jęknęłam.
-Zwariowałeś?! Ty, we wszystkim się czegoś doszukujesz. Zrozum wreszcie, że my jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Nawet gdybyś przysłał do domu jakąś starą babcię, to zajęlibyśmy się nią, ponieważ szanujemy twoje wybory i to kogo lubisz, a kogo nie. 
-O czym ty- 
-Wszystko w tym domu działa na twoich jebanych zasadach. “Nie chcę tego”, “nie chcę tamtego”, ”to jest moje”, “odsuń się albo ci wjebie”, “nie dotykaj”, “jeżeli coś tam to coś tam”. Mam już dosyć ciebie i twojej zazdrości. Nawet kurwa nie doceniasz, że z chłopakami robimy wszystko! W S Z Y S T K O! Nawet twoją brudną robotę. - Ze złości wstał z kanapy. Luke jeszcze bardziej zacieśnił uścisk na ręce. Jęknęłam głośno.
-LUKE! 
-Co chcesz?! - stał przede mną pełny furii. Spojrzałam mu w oczy, ale odpychały mnie samym ich kolorem. 
-B-boli mnie...-szepnęłam wskazując na nadgarstek. -Przestań, proszę. 
Luke spojrzał na mój nadgarstek i puścił go. Potarłam miejsce bólu, ale to wydawało się jeszcze gorsze. 
-Umm przepraszam. - nagle opanował się i spuścił wzrok.
-Widzisz? O tym mówię... Krzywdzisz ją. Krzywdzisz wszystkich wokoło. Opanuj się. - warknął Calum i wyminął Luke’a kierując się do swojego pokoju. Kolejny trzask i cisza. Usiadłam na kanapie nadal wpatrując się w bolące miejsce. Luke stał z rękami w kieszeniach.
-Vienna, ja umm... przepraszam. - przerwał. -Chyba powinnaś już iść. - podniosłam wzrok na jego słowa. -Porozmawiać z Elliotem.
-Nie, Luke... Proszę, nie wyrzucaj mnie.
-Calum ma rację. Krzywdzę cię. - usiadł obok mnie. -Ale ja naprawdę nie chcę. Nie mogę tego opanować, nie potrafię. To mnie przerasta. 
-Czy to jest związane z atakami paniki?
-Nie wiem. Ataki paniki dostawałem, gdy byłem jeszcze małym chłopcem, zaraz po wypadku moich rodziców. Bardzo za nimi tęskniłem i każda rzecz wydawała mi się niemożliwa bez nich, szczególnie na początku. Teraz dostaje je czasami, ale nie wiem dlaczego. Często boję się, że bez powodu zacznę się dusić i stracę kontrolę. 
-Lubisz sprawować kontrolę nad wszystkim, huh? - widziałam jak jego usta drgnęły na moje pytanie. Potem tylko wygięły się w łobuzerskim uśmiechu. 
-Och bardzo. Taki już jestem. A ty? Jaka jesteś? - zlustrował moją twarz. 
-Jestem bardzo uparta i angażuję się zbyt szybko. 
-Coś więcej? Co robisz na co dzień?
-Próbuję być miła, pomagam mamie, dobrze się uczę, gram na fortepianie, mam pełne konto w banku, pokój wielkości Portland, swoje własne auto, chłopaka... A nadal czuję, jakby czegoś mi brakowało. 
-Dlaczego?
-Całe moje życie spędziłam słuchając gadek moich rodziców. Mówili mi jak żyć, jak czuć, jak mówić, jak się zachowywać... Ja tak naprawdę nigdy nie zrobiłam tego, czego chciałam doświadczyć. 
-Więc dlaczego nie zrobisz tego teraz? 
-Bo teraz jest za późno. - wzruszyłam ramionami.
-Nigdy nie jest za późno. 
-Luke, nie chcę o tym rozmawiać. - spojrzałam mu w oczy, a on po prostu siedział koło mnie. Czułam jak ciepło bije od jego ciała przybliżonego do mojego. 
-Jasne. - uśmiechnął się słabo i oparł. Przysunęłam się do niego, splatając nasze ręce razem. Podniósł brwi wpatrując się w mnie. Siedzieliśmy w ciszy, gdy nagle usłyszałam wielki huk na górze. Wzdrygnęłam się na ten dźwięk i przestraszona wstałam z kanapy. Luke siedział tylko niewzruszony.
-To Calum. 
-Jak to? 
-Taka jego terapia, gdy jest zły. 
-Co? - wytrzeszczyłam oczy i od razu pobiegłam na górę, sprawdzając każdy pokój. W końcu usłyszałam Caluma, który głośno przeklinał. Zapukałam, a potem nie słysząc żadnej odpowiedzi weszłam gwałtownie. Calum stał przede mną chowając ręce za sobą. 
-Uważaj. - powiedział pokazując brodą na podłogę. Zobaczyłam na niej odłamki szkła albo lustra. Nie wiem, bo zamiast patrzeć w podłogę spojrzałam na niego. 
-Calum, co ty zrobiłeś?
-Spadła mi szklanka. - wychrypiał. Wyminęłam szkło i podeszłam do niego biorąc delikatnie jego ręce w dłonie. Opierał się i z całych sił próbował zakryć je za sobą, ale w końcu proszącym wzrokiem przekonałam go. Westchnął ciężko i wystawił je przed sobą. Otworzyłam buzię ze zdumienia. Były całe zakrwawione. 
-Calum...
-Mówiłem, że spadła mi szklanka. 
-Nie okłamuj mnie. Takie bajki to możesz opowiadać Luke’owi. Chodź. - pogoniłam go i delikatnie pociągnęłam za koszulkę by zszedł na dół. Na schodach usłyszałam jak Luke wykłóca się z Michaelem. Zatrzymałam się na chwilę i zakryłam buzię Calumowi.
-Odpuść sobie. - powiedziała zielona czupryna. -To nie jest dziewczyna dla ciebie.
-Mówisz tak o każdej. - wychrypiał.
-Bo tak jest. Nie widzisz tego, ale ona leci na ciebie tylko dlatego, że jesteś bad boy’em. 
-O co ci chodzi? - skierował się w stronę schodów. 
-Ty chyba nie rozumiesz. Jak myślisz, dlaczego tutaj przyleciała jak ćma do światła?
-Pokłóciła się ze swoim chłopakiem. 
-Dlatego ją tutaj zaprosiłeś? - prychnął Michael łapiąc się za głowę.
-Nie. Dlatego, że chcę ją kurwa przelecieć, wiesz?- krzyknął Luke i spojrzał do góry. Zobaczył mnie. W pewnym momencie czułam, że jest zły, ale on tylko odwrócił się z powrotem. Zeszłam cicho i ściągnęłam rękę z ust Caluma. Przewrócił oczami. Powlokłam się do kuchni przeszukując szafki. 
-Prawa górna. - podpowiedział Calum i uśmiechnął się lekko. Sięgnęłam, gdzie wskazał i utlenioną wodą polałam jego skażone rany. 
-Boli? - zapytałam cicho.
-Nie. - pokręcił głową, ale zaraz potem syknął z bólu. Zaśmiałam się cicho z jego reakcji ,po czym spojrzałam mu w oczy.
-Nie rób tak więcej, proszę. 
-Dlaczego ci tak zależy? - zapytał Calum spoglądając na mnie. 
-Bo się martwię. 

-Znamy się tydzień, spokojnie.

Chapter 8: Elliot

7 dni później
Czekałam na lotnisku cała zdenerwowana. Elliot miał być za niecałe 10 minut, a ja stałam obgryzając moje świeżo pomalowane paznokcie. Rozejrzałam się wokoło, widząc Luke’a palącego nazewnątrz. Tak, ten palant przyjechał tu ze mną, ale strasznie go to zdenerwowało. Wypalił już chyba trzeciego papierosa. Jego przyjaciele zostali w domu, bo musieli coś załatwić. Widząc Luke’a przez szybę uśmiechnęłam się, na co odpowiedział tylko znudzonym spojrzeniem. Cokolwiek. 
Chwilę potem dołączył do mnie kładąc rękę na moim biodrze. Próbowałam zdejmować ją kilka razy, ale Luke kładł ją w tym samym miejscu i nie chciał odpuścić. Właściwie nie wiem czemu tak reagował. W ciągu tego tygodnia spotkaliśmy się tylko trzy razy, w tym dwa razy w jego domu oglądając filmy. Ashton i Calum byli bardzo mili, Calum aż za bardzo, a Michael nadal nienawidził mojego towarzystwa. Nie wiem dlaczego. Było mi trochę przykro z tego powodu, ale po ostatniej kłótni, która była spowodowana mną nie chciałam już tam wracać. Lepiej było jak będę spotykać się tylko z Luke’iem. 
Poza tym odwiedziłam parę razy tą naszą sąsiadkę - Dinę. Była niesamowicie piękna i miała azjatyckie korzenie. Z tego, co mi powiedziała, miała 19 lat i grała na gitarze. Umówiłyśmy się, że musimy coś razem zagrać, skoro ja gram na fortepianie.  W następny weekend miałyśmy wyjść na zakupy, na co bardzo się ucieszyła. 
-Nie musisz. - powiedziałam. -Jestem bezpieczna. 
-Wolę mieć cię przy sobie. 
-Masz mnie przy sobie. Dosłownie. - zmarszczyłam brwi i wlepiłam wzrok w drzwi sektora do przylotów. W końcu zobaczyłam uśmiechniętą twarz Elliota idącą w moją stronę. Podbiegłam do niego rzucając mu się na szyję. Przytulił mnie mocno wtulając głowę w moje włosy.
-Tęskniłem. - szepnął.
-Ja też. - oderwałam się od niego i za rękę zaprowadziłam do Luke’a. -A to jest Luke. Mój...
-Bliski przyjaciel. - przerwał mi Luke wystawiając rękę na powitanie. Elliot uścisnął ją z uśmiechem, ale widziałam, że nie podobało mu się to. Może w końcu będzie o mnie zazdrosny. 
-Miło mi. Elliot. 
Skierowaliśmy się do samochodu Luke’a. Elliot włożył walizkę do bagażnika, a sam usiadł na tylnym siedzeniu, ja zdecydowałam się na przednie, z racji tego, że było to moje ulubione miejsce w jego samochodzie. 
-Zmęczony? - zapytałam. Luke ruszył gwałtownie i zaklął pod nosem, ale potem uspokoił się i mruknął krótkie ‘przepraszam’. Elliot spojrzał z podniesionymi brwiami.
-Niekoniecznie. Właściwie mam dla ciebie niespodziankę. 
-Naprawdę? 
-Tak. Blake przylatuje za dwa dni. 
-Super! Tak dawno jej nie widziałam! 
-Kim jest Blake? - wtrącił się Luke.
-To moja najlepsza przyjaciółka z Louisville. Poznasz ją. Jest bardzo miła. Myślę, że nawet pasowalibyście do siebie. - powiedziałam z nutką rozbawienia w głosie i trochę tego żałowałam. Nie chciałam widzieć Luke’a z Blake. Nie chciałam widzieć Luke’a z kimkolwiek, tak naprawdę. 
-Ta. Na pewno. - wzruszył ramionami i przez dalszą drogę nikt z nas się nie odzywał. 
Gdy dojechaliśmy pod dom mojej cioci, pożegnałam się z Luke’iem i weszłam do środka. Ciocia czekała na nas z obiadem i powitała Elliota. Wyglądała na szczęśliwą i puściła mi oczko. A potem rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, szczególnie ciocia i Elliot. Ja myślałam o Luke’u i otaczającej moje ciało ręce. Czułam się wtedy bardzo komfortowo i bezpiecznie. I wydawało się jakby jego ręka była specjalnie wykreowana do trzymania mnie. Ale może nie...Może to tylko moja wyobraźnia...

***

Położyłam się na łóżku podpierając głowę dłońmi i wpatrywałam się w okno przede mną. Zimne krople deszczu spadały, jedna po drugiej. Czasami wydawało mi się, że każda kropla to jedno ludzkie życie na Ziemi. Spadają, tak jak ludzie, gdy spotykają trudny w ich życiu moment, jednak z czasem, przy pomocy słońca, malutkiego światła i ciepła unoszą się do góry jako para wodna, i tak tworzą zataczające się koło. 
Poczułam lekki dotyk ręki Elliota na moich plecach.
-Vienna? - spytał cicho sprawdzając czy śpię.
-Mhm?
-Dobrze się czujesz? Jakoś tak szybko odeszłaś od stołu. Wszystko w porządku?
-Dlaczego cały czas mnie o to pytasz? - usiadłam gwałtownie i spojrzałam na jego twarz. Była pogodna i ciepła. Zupełnie inna, niż twarz Luke’a. 
-Martwię się o ciebie. - powiedział ze spuszczoną głową.
-A mnie wydaje się, że nie mamy o niczym innym rozmawiać, tylko o tym jak się czuję, czy tęsknię, czy cię kocham, czy ci ufam. 
-O czym więc chcesz rozmawiać?
-Naprawdę nie masz mi o czym opowiedzieć? Nie widzieliśmy się przez całe dwa miesiące. Sądzę, że dużo rzeczy wydarzyło się przez ten czas. 
-Skoro nie chcesz słuchać jak przez dwa miesiące za tobą tęskniłem, to nie mam o czym rozmawiać. 
-Elliot, nie rób ze mnie głupiej. Nawet nie napisałeś SMSa. - wpatrywałam mu się w oczy. Były takie nieobecne. Przyszło mi do głowy tysiąc myśli, które prawie złamały mi serce. 
-Zrozum, że moi rodzice również nie byli zadowoleni z naszego związku. - złapał mnie za rękę. -Spotykałem się z wieloma osobami i uczyłem na maturę, którą zdałem świetnie. - jego oczy zabłyszczały, a kąciki ust drgnęły. 
-Dostałeś się na uniwersytet... - powiedziałam domyślając się. -Dobrze zdałeś SAT-y, teraz maturę, byłeś najlepszym studentem. - przytaknął. -Harvard? - krzyknęłam uradowana. Pokręcił głową. 
-Niestety nie. Duke. 
-O mój Boże, Elliot! To wspaniale! Ja-ja nie wiem co powiedzieć. Cieszę się! - uśmiechnął się. -Marzyłeś o tym! 
-Tak. - odpowiedział krótko. Zapanowała cisza. Czy naprawdę nie mieliśmy o czym rozmawiać? Czy naprawdę nie cieszył się, że dostał się do jednego z najlepszych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych?
Popatrzył mi w oczy i uśmiechnął się słabo. Zrobiłam to samo i zaczęłam bawić się palcami.
-Nic więcej nie powiesz? 
-Będziemy daleko od siebie. - szepnął. Kurde, racja. Nawet o tym nie pomyślałam. -A ja chciałbym, żebyś była w moim życiu.
-Przecież mam samochod, są samoloty. Mogę cię odwiedzać. 
-Ale to nie to samo. 
I dopiero teraz zrozumiałam. On chciał ze mną zerwać. Przyleciał tu tylko dlatego, aby ze mną zerwać. Zapewne nie chciał tego robić przez telefon, ponieważ słyszał wiele razy jak mu wspominałam, że telefoniczne zerwania są przeznaczone tylko dla bogatych dupków i wielkich bad boy’ów. 
-Rozumiem. - wstałam z łóżka i założyłam buty na nogi. 
-Co ty robisz? - zapytał zdezorientowany. 
-Idę się przejść.
-Poczekaj na mnie. Przebiorę się tylko.
-Nie. - powiedziałam ostro. -Chcę być sama. -podeszłam do drzwi i przekręciłam klamkę. 
-Vienna, ja...
-To nieważne. - trzasnęłam drzwiami i zbiegłam po schodach. Ciocia krzyczała coś do mnie, ale nawet nie próbowałam usłyszeć. Wyszłam trzymając klucze w dłoni, portfel i telefon w kieszeni. Założyłam kaptur na głowę i schowałam włosy do środka, tak, by nie zmoczyły się. Właściwie to miałam to wszystko w dupie. Chciałam schować się w dziurę w chodniku by uniknąć tego momentu. Elliot chciał mi rozerwać serce na milion kawałków. Chciał, ale nie miał odwagi... Zostawiał sobie tylko jedno wyjście. Ale dlaczego teraz? Do rozpoczęcia roku szkolnego zostały jeszcze cztery miesiące. Mógł poczekać...
Weszłam do pobliskiego sklepu prosząc o paczkę papierosów i zapalniczkę. Sprzedawca spojrzał na mnie dziwnie, ale nie sprzeciwiał się. Zapłaciłam mu i wyszłam zapalając jeden z paczki. Marlboro Gold Touch, tak? Zobaczymy, czy są takie dobre. Mocno zaciągnęłam się, wciągając śmiercionośny tytoń do płuc i nareszcie odetchnęłam. Poczułam się dobrze: mniej zestresowana i bardziej wyluzowana. Zrobiłam to jeszcze cztery razy, gdy zobaczyłam zakapturzoną postać ubraną na czarno.
-Luke? - zapytałam, na co chłopak odwrócił się w moją stronę. Przystanął wpatrując się we mnie i podniósł brwi. 
-Co ty tu robisz?
-Stoję, jak widać. - zdeptałam papierosa butem i nachuchałam na moje dłonie czując, że powoli zamarzają.
-Od kiedy ty palisz? - wzruszyłam ramionami. -Coś się stało, nie? 
-Być może. Nie wiem. - szepnęłam. Luke stanął koło mnie znajdując się pod daszkiem sklepiku. Zdjął swój i mój kaptur uwalniając rude, długie loki. 
-Ej, wiesz, że jak chodzi o Elliota, to jest chujem. - tym razem to on wyciągnął paczkę fajek i zapalił.
-Tak, słyszałam. Ale nie znasz go. Nie wiesz, co dla mnie zrobił. 
-A więc co on takiego zrobił? Ostro cię przeleciał? Uratował z wypadku samochodowego?- jego przenikliwy wzrok palił mnie w twarz. Czułam się głupio i smutno. 
-Był, kiedy tego potrzebowałam. 
-Każdy chuj to potrafi. - zaśmiał się cicho. Wyrzucił peta. A ja czułam jak po moich policzkach spływają łzy. Potem zaczęłam szlochać, wycierając łzy rękawami bluzy. Luke podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. 
-Ej, przepraszam, mała. Nie chciałem. 
Wybuchłam jeszcze większym płaczem, wtulając się w Luke’a, na co on odpowiedział jeszcze większym uściskiem. Wziął moją twarz w swoje ręce i zaczął wycierać każdą pojedynczą łzę. Przestałam widząc skupienie na jego twarzy, gdy to robi. 
-No już. Przestań. - pokiwałam głową. -Wyglądasz strasznie, gdy się mażesz. -zaśmiałam się na jego słowa i wtuliłam w niego ponownie. Pachniał jak papierosy. 
-Dziękuję. - szepnęłam.
-Zawsze do usług. - złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. 
-Nie za ten twój komplement, idioto. - oboje zaśmialiśmy się. 
-Chyba już ci lepiej... Chodź, odprowadzę cię do domu. 
-Nie, ja nie chcę tam wracać. - stanęłam w miejscu. 
-Powiedziałaś cioci, że wychodzisz? - pokręciłam głową. -To napisz do niej SMSa. Powiedz jej, że zostajesz dziś u mnie. - otworzyłam szeroko oczy. 
-Luke, ja nie powinnam...
-Chuj mnie to obchodzi. - na jego ustach zagościł promienny uśmiech. -Ten twój chłoptaś może myśleć, że się pieprzyliśmy albo że płakałaś w poduszkę. Zobaczysz, czy tak bardzo mu zależy. - przytaknęłam na jego słowa i skierowaliśmy się do jego mieszkania trzymając się za ręce. Mimowolnie się uśmiechnęłam. 
Podobało mi się. Jego nieprzewidywalność. 

***

Staliśmy przed drzwiami trzymając się za ręce. Luke zapomniał kluczy, więc po prostu zadzwonił do drzwi. Twierdził, że ‘na pewno jest ktoś w środku’. Miał rację. Otworzył nam Michael. Najpierw uśmiechnął się, a potem widząc mnie prawie trzasnął drzwiami, gdyby nie stopa Luke’a, która w porę znalazła się między drzwiami, a framugą. 
-Nie odstawiaj kurwa scen. - mruknął Luke. Michael westchnął, otworzył drzwi, a potem odszedł. Blondyn przepuścił mnie, za co podziękowałam i skierowałam się do korytarza. Czułam się bardzo niezręcznie, mimo to, że byłam tu już dość często. Luke poszedł gdzieś w stronę kuchni, zniknął, a ja nie wiedziałam co zrobić. 
-O! Hej Vi! - Calum podszedł do mnie oplatając mi rękę wokół pasa.
-Vi? - podniosłam brew uśmiechając się. 
-No może być też Enna. - zaśmiał się głupio i dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w ręce kubek. Z kilku metrów można było wyczuć, alkoholową woń. 
-Dla ciebie ‘Wielka Vienna’, już o tym rozmawialiśmy. - powiedziałam żartobliwie. 
-Och no tak. - Calum ukłonił się nisko wylewając napój na podłogę. -Przepraszam, o pani! - oboje zaśmialiśmy się. Pobiegłam po papier do kuchni, ale w międzyczasie nawet nie zauważyłam Luke’a... Gdzie on jest?! Wróciłam do Caluma pomagając mu wytrzeć plamę. 
-Ty już chyba nie powinieneś pić, huh? - postawił kubek na szafkę i zabrał papier przesiąknięty wodą. 
-Czemu nie? 
-Bo już za dużo wypiłeś... - wzruszył ramionami na moje słowa. -Wiesz gdzie jest Luke? - spytałam nagle. Na twarzy Caluma zobaczyłam tylko łobuzerski uśmiech. 
-Nie. Ale on na pewno cię znajdzie. - poruszył zabawnie brwiami. 
-Jesteś głupi. - westchnęłam. 
-Ej, no nie złość się. Nie wiem, gdzie jest Luke. Często miewa ‘swoje wzruszające momenty’, dlatego wychodzi na parę godzin. Wróci na pewno, nie martw się.
-Gdzie?
-Zapytasz go jak wróci. - jęknęłam niezadowolona. -A i tak w ogóle, to śmierdzi od ciebie papierosami. 
-A od ciebie starymi skarpetami. - Calum popatrzył na mnie chwilę, aż w końcu uśmiechnął się i zaczął mnie gonić. To trwało dobre 15 minut, ponieważ jego kondycja była beznadziejna. Usiadł na kanapie, a ja na fotelu. Nawet poczęstował mnie alkoholem, który chętnie przyjęłam. Oglądaliśmy jakiś horror, a ten głupek zamiast się bać, to śmiał się bez przerwy. W końcu było mi smutno i po kilku szklankach wódki z colą przysunęłam się do Caluma kładąc się na jego kolanach. Były wygodne, ale nie tak wygodne, jak kolana Elliota.


Chapter 7: Friends and clasped hands

-Ale jak to możliwe, że go nie zobaczyłeś? - nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Złapałam się za brzuch ponieważ bolał. Luke opowiadał mi wiele śmiesznych historii, a moje kąciki ust tylko podnosiły się na każdą opowieść. 
-Normalnie. Jakoś tak wyskoczył zza rogu. Calum zaczął tańczyć do tych głupich piosenek Taylor Swift i nawet go nie zobaczył. 
-Tańczył przed policjantem? - podniosłam brwi. Przytaknął. Oboje zaczęliśmy się śmiać, prawdopodobnie zbyt głośno, bo Linda spojrzała na nas groźnie. -A tak poza tym, to nie obrażaj Tay, jasne?! - pogroziłam mu palcem, na co przewrócił oczami i uśmiechnął się szeroko. 
-Taylor Swift to gówno, skarbie
-Tylko nie ‘skarbie’. - jęknęłam ukrywając twarz w dłoniach. -Zniosę ‘słońce’, ‘mała’, ale nie ‘skarbie’. - jęknęłam.
-Myślałem, że jesteś z tych, co lubią takie zdrobnienia.
-Co cię skłoniło do takiego myślenia? - uśmiechnęłam się łobuzersko. 
-Wiesz, oglądałem dużo filmów o bogatych, Amerykańskich nastolatkach. Zawsze mają jakieś dziwne fetysze i przyzwyczajenia, a do tego są kurewsko rozpieszczone. - podniósł na mnie wzrok. Posmutniałam. W jednej chwili całe rozbawienie jakie panowało w tym pomieszczeniu mnie po prostu zmiażdżyło, gdzieś uleciało. 
-Gdybyś mnie znał, wiedziałbyś, że taka nie jestem. 
-Nic takiego nie powiedziałem.
-Skąd tyle o mnie wiesz? - zmarszczyłam brwi bawiąc się palcami. -Znałeś moje imię już wcześniej, prawda?
-Kogoś mi przypominałaś, więc spojrzałem w twoje papiery. 
-Czekaj, co?! - krzyknęłam. Czy on robił sobie ze mnie jaja?
-To, co słyszałaś. - powiedział łapiąc moją dłoń, która spoczywała na stoliku. -Chciałem coś o tobie wiedzieć. 
-Mogłeś zapytać. - szepnęłam z wyrzutem. Podobało mi się, że trzymał mnie za rękę, ale obiecałam sobie, że nie może mnie dotykać. Szczególnie, że Elliot przyjeżdża za siedem dni. Delikatnie wysunęłam swoją rękę. 
-Nie ufasz mi. - westchnął.
Nastała cisza. Potworna cisza, mimo, że wokół nas było dużo ludzi, rozmawiających, jedzących i tak dalej. Wiedział, że mu nie ufam. Nie potrafię tak szybko zaufać ludziom, wiem to, bo znam siebie. Nie może mnie zmusić, żebym nagle zaczęła z nim wychodzić na randki, całować się, przytulać.
-Nie znam cię, Luke. Ty mnie też nie. - spojrzałam mu w oczy. Były nieobecne. -Jak mam ci zaufać, skoro się nie znamy?
-Ty mi powiedz. - uśmiechnął się łobuzersko i już wiedziałam, że to wszystko było żartem. Ta rozmowa nic dla niego nie znaczyła. Odgrywał tylko miłego. -Strasznie jesteś dramatyczna. - zaśmiał się głupio. 
-A ty głupi. - wywróciłam oczami.
-Może. Ale za to bardzo atrakcyjny. - na jego słowa parsknęłam śmiechem. Spojrzał na mnie zdziwiony. Podniosłam ręce w geście obrony i uśmiechnęłam się. 
-Masz duże mniemanie o sobie. - mruknęłam. -Nierealne. 
-Wiesz co jest jeszcze nierealne? - pokręciłam głową. -To, że kiedykolwiek będziesz miła. 
-Ja? Ja jestem bardzo miła. Jestem miła inaczej. 
-Ej, to moje słowa! 
-Wiem. - zamrugałam powiekami i uśmiechnęłam się. -Podobają mi się.
-Ty mi się podobasz. - poruszył brwiami. -I czasami mam ochotę cię przelecieć na tym stole. 
-Udam, że tego nie słyszałam. - powiedziałam siorbiąc lemoniadę.
-Przecież wiem jak na ciebie działam.
-Działasz na mnie jak dwa magnesy odwrócone do siebie mocą ujemną, czyli odpychasz mnie. 
-Hmm, ja to widzę z innej strony. Gdybym działał na ciebie tak, jak mówisz, to zapewne nie siedziałabyś ze mną tutaj, tylko dałabyś mi w twarz na wejściu. - mrugnął do mnie. Spuściłam głowę. Miał rację. Gdyby nie to, że coś mnie do niego ciągnęło, to zapewne nawet bym się do niego nie odezwała, albo wyrzuciłabym go za drzwi. Właściwie to on działał na mnie jak magnes...
-Taa... Jesteś atrakcyjny, tylko nie tak mądry, na jakiego wyglądasz. 
-Przyznałaś to w końcu. Brawo! - powiedział przemądrzale. -A ta Linda tylko cię wkurzyła, czy rzeczywiście byłaś zazdrosna? 
-Jeżeli pytasz o moją opinię, to nie pasujecie do siebie. 
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - westchnęłam i przewróciłam oczami.
-Oba. 

*** 

Siedzieliśmy w aucie od jakiejś pół godziny, ponieważ były korki. Luke cały czas zerkał na mnie mając ten triumfalny uśmiech na ustach i wkurzał mnie. Poprawka, wkurzał mnie do kwadratu. Wiem, że był bardzo z siebie dumny, ale nie musi się tak szczerzyć.
-Nie gap się na mnie. - warknęłam. 
-Złość piękności szkodzi. Uważaj, mała
-Nie ma tu żadnej piękności, skarbie
-Widzisz, ja mam za duże mniemanie o sobie, ty masz za małe. Będziemy musieli nad tym popracować. 
-Jak masz zamiar to zrobić? - podniosłam brew do góry i spojrzałam na chłopaka zabawnie. 
-Mogę albo pierdolić ci codziennie, że jesteś piękna i tak dalej, albo mogę ci to mówić gdy jesteś pode mną... - urwał, ponieważ mu przerwałam.
-Jesteś obleśny. 
-Masz rację. Wolałbym gdybyś była nade mną. Dam ci trochę satysfakcji. 
-Przestań. - spotkałam jego roześmiane tęczówki. -Mówię serio. 
-Co? Nigdy tego nie robiłaś? - spytał głupio.
-To nie tak. Po prostu nienawidzę, gdy chłopcy gadają tylko o cyckach i tyłku. - wzruszył ramionami. 
-Ile masz lat, Vienna? - zapytał ignorując mój komentarz.
-Osiemnaście. - powiedziałam, na co o mało się nie opluł. -Za trzy tygodnie. 
-Co, kurwa?! 
-Wiem, jestem stara. Wszyscy mi to mówią.
-Raczej jesteś małolatą. Myślałem, że jesteś starsza. - westchnął ciężko. 
-To ile ty masz lat?
-Dwadzieścia jeden. - uśmiechnął się. -Wiesz, legale i tak dalej. Wolność. 
-Kto by pomyślał, że Luke Hemmings ma dwadzieścia jeden lat, a nadal zachowuje się jak dziecko. 
-Ej, uważaj na słowa. - pogroził mi palcem, po czym zatrzymał się autem na chodniku. Wyszedł i pobiegł, by otworzyć mi drzwi. -Chodź, pokażę ci coś. 

***

Trzymał mnie za rękę tak mocno, że nie mogła się nawet spocić. Mówię poważnie. Swoją drogą to trochę dziwne, że jest już pełnoletni. Nie wygląda na takiego. Dopiero wtedy mnie oświeciło, że za te wyścigi może wylądować w więzieniu. Nie chcę by lądował w więzieniu. Nie chcę, żeby w ogóle gdzieś lądował. 
-Wszystko w porządku? - zapytał nagle. 
-Nie udawaj, że cię to obchodzi. 
-W sumie... - po tych słowach nie odzywał się już w ogóle. Tylko ciągnął mnie za rękę, a ja co chwilę pojękiwałam, bo bolało mnie to. W końcu znaleźliśmy się przed białym mieszkaniem. Luke wyjął klucze z kieszeni i puścił moją rękę by otworzyć drzwi. Dziękowałam Bogu, ponieważ w końcu poczułam ulgę. 
Jak się domyśliłam, byliśmy w jego domu. A raczej w ich domu, gdyż zaraz po tym jak weszłam zobaczyłam trzech chłopaków siedzących na kanapie i oglądających kreskówkę. Luke popchnął mnie do przodu. 
-Hej! - krzyknęłam w ich stronę, machając. Pierwszy odwrócił się Calum, uśmiechając się głupio, potem ten z kręconymi włosami, a zielona czupryna nie ruszyła się w ogóle. Widocznie mnie nie lubi. 
-Okay, Vienna. To jest Ashton. - Luke wskazał na blondyna z kręconymi włosami. -To jest Michael. - zielona czupryna. -A to jest Calum, którego pewnie już znasz. - powiedział ze złością w głosie. Pomachałam do nich jeszcze raz. 
-Jestem Vienna. - powiedziałam uśmiechając się. 
-Ta, to już słyszeliśmy, a teraz mogłabyś się przesunąć, bo zasłaniasz. - powiedział Michael. 
-Ogarnij się, Mikey. - powiedział Luke.
-Nie martw się, Vienna. Michael ma menopauzę. Wiesz, zmiany nastroju, te sprawy. - powiedział Ashton, po czym wybuchł chichotem. Był taki słodki. Dopiero teraz zobaczyłam jego dołeczki. Zaśmiałam się razem z nim, a do tego dołączył Calum. W końcu odsunęłam się od telewizora. Luke złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. 
-Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać. - powiedziałam uśmiechając się do Michaela. -Lubię twoje włosy. Też kiedyś takie chciałam. 
-Co się zmieniło? - zapytał zaciekawiony.
-Rodzice. - wzruszyłam ramionami. 
-Dobra, koniec tego pierdolenia. Chodź. - Luke pociągnął mnie za rękę i zaprowadził na górę. Na pożegnanie odmachałam jeszcze chłopakom. 
-Fajnych masz kolegów. 
-Tak, tak. - otworzył drzwi do swojego pokoju i zapalił światło. Ściany były granatowe, miał wielkie dwuosobowe łóżko, dużo plakatów i gitarę w rogu. Na przeciwko łóżka było jeszcze orzechowe biurko i kręcony fotel. -Rozgość się. - poganił mnie ręką, na co weszłam posłusznie do środka i usiadłam na łóżku. On natomiast usiadł na fotelu i wpatrywał mi się w oczy.
-Możesz mi powiedzieć, co my tu właściwie robimy?
-Chciałem porozmawiać. 
-O czym? - zachęciłam go i przygryzłam wargę. O co mu chodzi? Milczał, a potem wziął głęboki oddech. 
-Chciałem, żebyś wiedziała, że to mieszkanie możesz traktować jak swoje własne. Wiele rzeczy może się zdarzyć, ale pamiętaj, że zawsze możesz tu wracać, niezależnie od tego, czy boisz się chodzić po nocy po mieście, czy po prostu chcesz pogadać albo spędzić czas. Chłopaki mogą mówić swoje bzdury, szczególnie Michael, ale nie przejmuj się. Możesz przyjść tu, do mojego pokoju, zamknąć drzwi na klucz i tak dalej.
-Dziękuję, Luke. Ale dlaczego to robisz? - powiedziałam zdziwiona. Uśmiechnął się do mnie. I to był chyba najszczerszy uśmiech jaki u niego widziałam. Moje kąciki drgnęły. 
-Powiedziałem ci, że jesteś moja. Muszę się tobą opiekować. 
-Czekaj, ty tak na serio? - wstałam i podeszłam do niego. -Luke, wiesz, że nie mogę tak. Ja cię nie znam. 
-Ale ja znam takie jak ty. Najpierw się mądrzą, a później zostają gwałcone na moich wyścigach. - wzdrygnęłam się na jego bezpośredniość. -Wolę nie mieć ciebie na sumieniu, szczególnie, że masz chłopaka, rodzinę.
-Dziękuję. - przykucnęłam koło niego i przytuliłam się. Trochę to zajęło, zanim odwzajemnił, ale w końcu wstał z krzesła podnosząc mnie do góry, na co pisnęłam i zaśmiałam się. Potem postawił mnie na ziemię i trzymał blisko siebie. 
-Zostań dziś na noc, proszę. - powiedział błagalnie. Pokręciłam głową. 
-Nie mogę. Obiecałam cioci, że zrobię kolację. Po pracy jest wyczerpana.
-Pomogę ci. 
-To nie jest dobry pomysł. Luke, zostań tu, a ja wrócę do domu. Ale dziękuję, że chcesz mi pomagać. Jesteś kochany. - pocałowałam go w policzek. Uniósł brwi. 
-Poczekaj, napiszę ci chociaż nasz adres i numer telefonu. - wziął karteczkę i napisał długopisem jakieś numery. Potem zgiął ją i włożył do kieszeni mojej sukienki. Znowu złapał mnie za rękę i zszedł po schodach, kierując mnie do samochodu. Gdy już byliśmy w środku nie mógł opanować się od zerkania na mnie, co chwilę. 

Podobało mi się to. A najbardziej podobały mi się nasze dłonie splecione razem. 

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX