Obudziłam się około 12:30 i nareszcie czułam się wypoczęta. Przez szpary w roletach wpadało słońce i raziło mnie w oczy, ale podobało mi się to. Zeszłam na dół sprawdzając, gdzie jest ciocia, ale po notce, którą mi zostawiła zrozumiałam, że miała dziś normalny pracujący dzień i wróci po 18:00. W związku z tym postanowiłam wziąć szybki prysznic i zjeść jakieś naleśniki na mieście. Jestem pewna, że jest tu wiele takich miejsc.
Z moich mokrych włosów spływały krople wody na moje plecy, przez co robiło mi się zimno, więc włożyłam je w turban z ręcznika i skierowałam się do mojego pokoju. Otwierając szafę, nawet nie wiedziałam, że ciocia kupiła mi parę ubrań. To było miłe, widzieć nowe rzeczy, które mogę ubrać. W końcu, która dziewczyna nie ucieszyłaby się na widok nowych ciuchów?
Po dziesięciu minutach stania przed szafą wybrałam niebieską, aksamitną bluzeczkę z krótkim rękawem, a do tego czarne szorty. Założyłam jakieś tenisówki na nogi, zrobiłam dość lekki makijaż i pokryłam usta błyszczykiem. Włosy wysuszyłam i nie musiałam długo czekać, by zaczęły się kręcić. Do mojej czarnej torby na długim pasku zapakowałam jeszcze aparat ponieważ chciałam porobić zdjęcia i fotografowanie bardzo mnie relaksowało. Jedno z moich jakże interesujących hobby.
Zamykając drzwi od domu kluczami, które dostałam wczoraj od cioci, wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Włączyłam We Own The Night, The Wanted i śpiewałam jeżdżąc przez ulice Nowego Jorku. To było trochę dziwne. Oczywiście, Louisville było miasteczkiem, ale też mieliśmy drapacze chmur i sklepy, dlatego czuję tylko lekką różnicę między tymi miastami. No i w stanie Kentucky było bardziej gorące i wilgotne powietrze, które nie śmierdziało tak bardzo spalinami i hamburgerami.
Dojechałam w mniej więcej 5 minut, ponieważ był niemały ruch. Zaparkowałam zaraz pod budynkiem, który miał granatowy szyld z napisem “Johny's Luncheonette”. Weszłam do środka widząc kolejkę przed kasą. W pomieszczeniu pachniało słodkim ciastem i smażeniną. Ach! Głośno zaburczało mi w brzuchu na sam zapach i byłam pewna, że wszyscy usłyszeli ten dźwięk. Po staniu kilku minut w kolejce zdecydowałam się na naleśniki z bananami, do tego wzięłam jedno jajko i bajgla z masłem oraz kawę. Zapłaciłam i otrzymawszy numerek usiadłam przy stole. Nie musiałam się nawet odwracać, bo na przeciwko mnie, trzy stoły ode mnie, siedział Luke i jego kumple. Blondyn patrzył na mnie bez przerwy, więc uśmiechnęłam się machając.
-Wow. Jesteś dziwny. - powiedziałam do siebie, chociaż wiedziałam, że mnie nie usłyszał. Na szczęście. Gapił się na mnie ani się nie uśmiechając, ani nie będąc złym. Wyglądał jak stalker, dlatego nie zastanawiając się zbytnio wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Elliota. Odebrał, w końcu.
-Elliot? - powiedziałam do słuchawki uśmiechając się na dźwięk jego głosu.
-Tak, tak właśnie mam na imię. - zaśmiał się cicho, a ja razem z nim. -Jak tam?
-Wszystko w porządku i mam dla ciebie dobrą wiadomość.
-No to słucham. Czyżby twoja mama pozwoliła mi być twoim chłopakiem? - zapytał z nadzieją w głosie.
-Ugh, nie. Wątpię, że kiedykolwiek się opamięta, ale mam to gdzieś. Chodzi o to, że możesz przyjechać do mnie do Nowego Jorku w czerwcu.
-Słońce, mówiłem ci już, że nie mam pieniędzy. I nawet mnie nie zmuszaj do brania od ciebie pieniędzy. Czuję się wtedy mało męsko. - zaśmiałam się na jego słowa.
-Przyjadę po ciebie. Powiedz tylko kiedy masz wolny termin.
-Chyba zwariowałaś, Vienna. Nie będziesz jechać dwanaście godzin w tą stronę i następne dwanaście w drugą, tylko po to, żebym spędził z tobą trzy dni. To niedorzeczne. Zapytam rodziców. Myślę, że tata dostanie wynagrodzenie w tym miesiącu i coś załatwię, obiecuję. Ogarnę jeszcze jakiś hotel.
-Nie, nie musisz. Ciocia powiedziała, że chętnie cię pozna i ugości. Poza tym daj mi po ciebie pojechać, proszę.
-Podziękuj jej. Też chętnie ją poznam. A ten pomysł z jazdą wybij sobie z głowy. - westchnęłam głośno na jego słowa. -I masz mi nie wzdychać. Gdzie jesteś?
-W restauracji, jem lunch. Jest trochę głośno, ale nie mogłam się doczekać, aż do ciebie zadzwonię. - przygryzłam wargę patrząc na stolik. -Tęsknię.
-Ja też. - odpowiedział. -Muszę lecieć, bo właśnie skończyła mi się przerwa w pracy.
-Nie chcę byś się rozłączał. -powiedziałam smutno.
-Myślisz, że ja chcę?
-Więc nie rób tego.
-Gdyby to ode mnie zależało, dobrze wiesz, że już byłbym tam u ciebie. Naprawdę cię przepraszam, ale muszę kończyć.
-Okej. Proszę, bądź ostrożny i nie odetnij sobie rąk tymi piłami i gwoździami. - usłyszałam śmiech po drugiej stronie. Elliot pracował w sklepie z narzędziami przez ostatnie dwa miesiące i często żartowaliśmy o jego miejscu pracy.
-Tak jest, psze pani. Ty też bądź ostrożna, okay?
-Okay. Idź już. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. - czułam, że się uśmiecha. -Do usłyszenia.
-Pa. - rozłączyłam się i dwie minuty później dostałam talerz z moim zamówieniem.
Zabrałam się za jedzenie naleśników, gdy do stolika dosiadł się Luke. Okej, był trochę przerażający, ale pomógł mi wczoraj, więc miałam wobec niego dług.
-Cześć. - powiedziałam popijając kawę.
-Hej. - uśmiechnął się tajemniczo. Spojrzałam na jego twarz. Nawet się nie odzywał, więc to ja spróbowałam. Zobaczyłam, że ma koszulkę z System of a Down. Pamiętałam, że mój tata często słuchał ich kawałków, gdy zawoził mnie do szkoły. Lubił słuchać wielu rodzajów muzyki, od jazzu do rocka i metalu.
-System of a Down? Słuchasz ich często? - zaczęłam rozmowę. Parsknął śmiechem.
-Nie. Tylko noszę ich koszulki. - powiedział sarkastycznie. -I nie musisz udawać, że cię to obchodzi. Pewnie nawet ich nie znasz.
-Mój tata często ich słucha. Najbardziej podoba mi się piosenka Aerials. - siedział zdziwiony i patrzył na mnie. -Co tu robisz?
-Tutaj cię zaskoczę. Przyszedłem zjeść lunch. - zerknął na mnie, przybliżając się do mnie. Położył łokcie na blacie stołu i patrzył jak jadłam. Przełknęłam ślinę. Okay, on nie był przerażający. On był straszny i zgrywał podłego, sarkastycznego dupka.
-Wow. Jesteś bardzo zaskakujący. - powiedziałam zagryzając bajgla. -Bardziej chodziło mi o to, co cię sprowadziło do wizyty przy tym stole. - wskazałam palcem. -Ale widzę, że nie jesteś aż tak inteligentny, na jakiego wyglądasz. - wstałam i zostawiłam dziesięć dolarów napiwku. Chciałam wyjść, ale złapał mnie za nadgarstek.
-Vienna, jesteś tego pewna? - przysunął mnie do siebie na niemożliwie bliską odległość. Spojrzałam na niego. Jego tęczówki były ciemne jak burzowe niebo. Właściwie to one wyglądały jak sztorm. Z jego oczu ciskały iskry i błyskawice i jak bardzo chciałam się od niego odsunąć, tak nie mogłam. Mocno trzymał mnie za nadgarstki.
-N-nie. - powiedziałam cicho. -Przepraszam. - nagle tak jakby się otrząsnął. Zamrugał powiekami kilka razy i zluźnił uścisk.
-O kurwa. - powiedział siadając na kanapie koło stołu. Popatrzyłam na niego. Zrobił się blady.
-W-wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze. - uklękłam przy nim sprawdzając jego puls. Był przyśpieszony.
-Za to ty wyglądasz niczego sobie. - ukrył twarz w dłoniach. Zarumieniłam się, ale zignorowałam jego komplement. Złapałam go za rękę.
-Oddychaj, Luke. Głęboko. - Luke próbował, ale za każdym razem się krztusił. Coś było nie tak. Zaczęło mu świstać w płucach, a krew przepływała szybciej i szybciej. Przywołałam jego kolegów ręką. Jeden z nich, brunet, patrzył na nas od jakiegoś czasu, ale może nie chciał przeszkadzać. Zresztą nie wiem.
-Co się dzieje? - zapytał blondyn z kręconymi włosami. Pochylił się nad Luke’iem i spojrzał na niego. -Kurwa.
-Czy Luke miał astmę w dzieciństwie? - zapytałam. Żaden z nich nie odpowiedział. -Miał czy nie?
-Nigdy o tym nie słyszałem. - powiedział chłopak z czerwonymi włosami. -Nie skarżył się.
-Ataki paniki, może?
-Tak. Ale to było dawno temu. Gdy miał siedem lat. - powiedział brunet.
-Wiesz co robił, gdy był zdenerwowany...? - próbowałam przypomnieć sobie jego imię albo chociaż dać mu znak, żeby mi powiedział. Wydawało mi się, że słyszałam, gdy jechałam samochodem na Brooklyn Bridge.
-Calum. - powiedział. -Nie wiem. Nigdy o tym nie mówił.
-Okay. - szepnęłam. Złapałam go za rękę i spojrzałam mu w oczy. -Luke, słyszysz mnie? Luke? - kiwnął głową. -Posłuchaj mnie. Spójrz na mnie. - podniosłam jego brodę tak, że jego wzrok skupił się na mojej twarzy. -Teraz weź głęboki wdech przez pięć sekund. Policz te pięć sekund, okay? Policzymy je razem. A potem wypuścisz je przez następne pięć sekund, dobrze? - kiwnął głową.
Wziął kilka głębokich wdechów, a potem wydechów licząc ze mną każdą sekundę. Powoli się uspokajał, ale nadal trzymałam jego rękę. Bledość jego skóry nie zniknęła, więc poprosiłam Caluma, żeby zadzwonił po pogotowie. Chwilę potem Luke po prostu zemdlał i zrobił się niezły harmider w restauracji. W końcu pogotowie przyjechało, wzięło go na nosze, a wszyscy jego przyjaciele postanowili mu towarzyszyć.
Teraz ja, oddychając głęboko po tym co się stało usiadłam na chodniku i postanowiłam przejść się po Times Square. Miałam nadzieję, że to skupi moją uwagę na czymś innym. Miałam nadzieję, że zamiast pamiętać komentarz Luke’a i jego samego, po prostu będę miała w głowie głupie, świecące bannery, reklamy oraz migające światła i żółte taksówki.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz