poniedziałek, 2 listopada 2015

Chapter 10: Betrayer

Staliśmy koło siebie spuszczając głowy. Calum siedział pomiędzy nami zawijając bandaż wokół swojej dłoni.
-Macie zamiar coś powiedzieć, czy będziecie tak stać? - mruknął Cal spoglądając to na mnie, to na Luke’a. Luke wzruszył ramionami, a ja nawet się nie ruszyłam. -Może zostawię was samych?
Cisza. Nic, tylko ta cholerna cisza. Kiedyś mama mówiła, że cisza oznacza coś złego. “Cisza przed burzą” - tak mówiła. Zaraz coś się stanie, takie miałam przeczucie. 
-Okej, w takim razie...Będę u siebie w pokoju, jakby co. - przytaknął i pobiegł do swojego pokoju. Potem usłyszałam dźwięki szkła, prawdopodobnie sprzątanego. 
Zerknęłam na Luke’a, który przypatrywał się mnie bezustannie. W jego oczach była tajemniczość i kłopoty. Tak przynajmniej mi się wydawało. 
-Powiedz coś. - westchnął ciężko. 
-Coś. 
-Nie bądź śmieszna. 
-Wyglądam na śmieszną? - posłałam mu zimne spojrzenie. Podniósł jedną brew rozbawiony. 
-Co ci się stało?
-Nic. - uśmiechnęłam się sztucznie. -Wkurwiasz mnie. - skierowałam się do drzwi wyjściowych. 
-Co ty robisz? - spytał podążając za mną. 
-Wychodzę. Nie widać? To był zły pomysł by tu przychodzić. Wiem, że mnie zaprosiłeś i w ogóle, ale nie powinnam się godzić. - już prawie wychodziłam, gdy Luke złapał mnie za rękę i przysunął do siebie. Jego gorący oddech był na moich wargach. Wyrwałam się z jego uścisku. -Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam. 
-Nie możesz wrócić do domu, okay? Zostań tu i nie rób scen. 
-Kto tu robi sceny?! Całe to gówno z Calumem, te twoje podejrzenia...
-Uspokój się. Czy przeklinanie to twój spósób na odstresowanie się? 
-Przestań. - zakryłam twarz w dłoniach. -Ja po prostu nie mogę tu być.
-Michael ma swoje głupie wymysły. Mówiłem ci, żebyś nie zwracała na niego uwagi. 
Przez chwilę panowała cisza…znowu… Potem podeszłam do niego bliżej ponieważ chciałam by dokładnie mnie usłyszał. 
-Luke, ja... - zaczęłam. Poczułam jak jego ciało się spięło. Objął mnie w pasie przysuwając się blisko i całując mnie zachłannie. Odepchnęłam go gwałtownie, na co odpowiedział mi zdziwionym wzrokiem. 
-Co do...- zmarszczył brwi patrząc mi prosto w oczy. Odsunęłam się od niego. Wpatrywał się we mnie. Poczułam się głupio. On na coś liczył...
Otworzyłam drzwi wejściowe i wybiegłam przez nie szybko. Luke zaraz za mną. Szturchnął mnie, po czym pociągnął za koszulkę. Stałam do niego przodem, nadal spuszczając głowę. 
-Dlaczego- próbował coś powiedzieć, ale przerwałam mu. 
-Nie mogę, okay? Czuję się jak dziwka robiąc to zaraz za plecami Elliota. On przyjechał tu specjalnie dla mnie. W sumie powinnam się cieszyć, że nie zerwał ze mną przez telefon. - Luke posłał mi niemiłe spojrzenie.
-Jebać go, kurwa! Nie powinnaś się cieszyć z takiego powodu. To chuj. 
-Nie mów tak o nim. Najlepiej to zostaw go w spokoju. 
-Vienna, kurwa...Nie możesz tam iść. Zostań u mnie. Chociaż do jutra. 
-O co ci chodzi? - zapytałam kładąc ręce na biodra. 
-Po prostu zostań. Proszę. - podniósł brwi. 
-Nie mogę. Nie mogę cały czas uciekać od problemów. Elliot przyjechał tu, żebyśmy wszystko mogli sobie wyjaśnić. 
-Więc wyjaśnicie sobie jutro. - chciał złapać mnie za rękę, ale cofnęłam się zwiększając odległość o dosłownie parę centymetrów. 
-Luke, przestań. Lubię cię, ale...
-Czy zawsze musi być jakieś “ale”? 
-Znamy się dwa tygodnie. To dla mnie za mało. Przepraszam. - wyrwałam się z jego uścisku. 
-Vienna, przestań... Myślałem, że-
-To źle myślałeś! - wykrzyknęłam. -Wiesz co zobaczyłam patrząc dziś rano w lustro? - czułam jak w kącikach mych oczu gromadzą się łzy. -Zobaczyłam kłamcę, zdrajcę... Zobaczyłam kogoś, kim dotąd nigdy nie byłam. Okłamałam go. Nadal to robię. 
-Vienna, to on cię okłamuje. 
-Nie, Luke. Wiesz co jest najgorsze? Podobała mi się każda chwila spędzona tutaj, bez niego, z tobą... To złe. Jestem okropna. Jestem bez serca... - wzięłam głęboki oddech i otarłam łzy lecące po moich policzkach. -Proszę cię, zostaw mnie. 
Nastała chwila ciszy, przez którą mogłam usłyszeć tylko ciężkie krople deszczu obijające się o dachówki. 
-Elliot nie jest tym, kim myślisz, że jest, Vienna. 
-Wiesz co?! Mam dosyć ciebie i twojej zazdrości! Kim ty myślisz, że jesteś?! Odpychasz wszystkich od siebie! Nawet chłopaków, Caluma! Wszystko, co oni dla ciebie robią, to dbają o ciebie, traktują cię jak brata. Ale ty wydajesz się tego nie widzieć. 
-Nie angażuj się w sprawy o których mało wiesz. 
-Jakoś nie próbujesz mnie oświecić o co w tym wszystkim chodzi. My się nie znamy, nie rozumiesz? Nic o tobie nie wiem. I lepiej by tak zostało. - ouch, dlaczego ja to powiedziałam? Spojrzałam na niego smutnie, ocierając łzy z mojej twarzy. -Po prostu zostaw mnie w spokoju. - szepnęłam i obróciłam się idąc w stronę domu mojej cioci. 
-Obawiam się, że nie ma takiej opcji. - usłyszałam jego ciche słowa za plecami. 

***

Na dworze było już kompletnie ciemno. Deszcz lał jak z cebra, nawet moja bluza przesiąkła tak bardzo, że czułam jakby przybyło mi 20 kilo. Pukając do drzwi ocierałam kolejne łzy, które lały się z moich oczu niszcząc cały makijaż, w który zainwestowałam kupę kasy. Te wszystkie wodoodporne kosmetyki to jakaś ściema. Mam nawet dowód. 
Ciocia otworzyła mi chwilę później, otwierając buzię ze zdziwienia, ale nic nie mówiąc. Wpuściła mnie do domu bez słowa.
-Zaparzę herbaty. A ty ubierz się w suche ubrania. 
-Okej. Zaraz wracam. - weszłam po schodach i wchodząc do łazienki nie wierzyłam w to, co widzę przed sobą. Było gorzej niż myślałam. Umyłam twarz, potem rozebrałam się z mokrych ubrań i wzięłam długi gorący prysznic płacząc jeszcze głośniej i bardziej. Ale dlaczego? Czyżby naprawdę tak bardzo zależało mi na Luke’u? Czy mówiąc mu te niemiłe rzeczy zraniłam samą siebie? 
Pięć minut później uspokoiłam się pod wpływem dotyku suchych, miękkich ubrań na mojej skórze. Założyłam czystą bieliznę, moją za dużą bluzę z wielkim znakiem Los Angeles, Lakers. Ubrałam też dresy i zrezygnowałam z czesania moich skołtunionych włosów. Byłam zbyt zmęczona. 
Zeszłam na dół po schodach, gdzie ciocia czekała na kanapie z dwoma kubkami zielonej herbaty. Gdy usłyszała skrzypiące stopnie odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła lekko. Usiadłam koło niej siorbiąc ciepły napój. 
-Jeżeli nie chcesz rozmawiać, zrozumiem. - przymknęła powieki szepcząc. 
-Po prostu...Boję się, że gdy zacznę o tym rozmawiać znowu poryczę się jak dziecko. 
-A to źle? Ja dużo płakałam, gdy byłam młoda. Szczególnie przez chłopców.
-Ciociu, ty nadal jesteś młoda. - pokręciła głową na moje słowa i kontunuowała. 
-Gdy miałam szesnaście lat oglądałam się za parami i wyobrażałam sobie siebie z jakimś fajnym chłopakiem. Gdy miałam osiemnaście lat związek wydawał mi się być najgłupszą rzeczą na świecie. Gdy miałam dwadzieścia lat... - przerwała na chwilę - byłam w stanie poświęcić wszystko dla kogoś, kto nie był tego wart. 
Otworzyłam szeroko oczy nic nie rozumiejąc. Ciocia popatrzyła na mnie smutno, prawdopodobnie przypominając sobie swoje nastoletnie lata.
-Najgorsze jest to, że nigdy nie wiesz kto jest kim. Nie wiesz czy trafiłaś na kogoś, kto kochałby cię aż do śmierci, czy to tylko coś chwilowego. Dlatego...proszę cię, Vienna, nie przejmuj się tym co dzieje się teraz, bo jest tak wiele rzeczy przed tobą. Mężczyźni nie są tego warci...
-Elliot przyjechał tu by ze mną zerwać. - powiedziałam cicho -Odkąd mama zabroniła nam się spotykać, uznał, że nie jesteśmy już tak blisko i zamiast robić to przez telefon, przyjechał tu specjalnie... 
-To ładnie z jego strony, nie uważasz? 
-Szczerze? Wolałabym by zrobił to szybko, niż przyjeżdżał tu na trzy dni. 
-Zapewniam cię, powiedziałabyś inaczej, gdyby zrobił to przez telefon. Obwiniałabyś go, że nie ma odwagi powiedzieć ci tego w twarz. 
-To prawda. Ale...czy ja naprawdę nic już dla niego nie znaczę? 
-Przecież to nie ma nic do rzeczy. Myślę, że on nadal cię kocha, dlatego przyjechał tu by dać ci do zrozumienia, że tak będzie lepiej dla was obojga.
-Chyba tylko dla niego. - parsknęłam z wściekłości. 
-Nie bądź egoistką, Vienna. Gdyby wcale mu nie zależało napisałby ci SMS’a. 
-To ON jest egoistą! - krzyknęłam zrozpaczona. -Nigdy nie zapytał mnie co ja o tym myślę. Nigdy nie zapytał co ja czuję... -łzy znów ściekały mi po twarzy - Jeszcze niedawno mówił mi, że mnie kocha...Rozmawialiśmy przez telefon, planowaliśmy mieszkać razem... Byliśmy nierozłączni... 
Ciocia złapała mnie za rękę, a potem przytuliła mocno. Łkałam i płakałam w jej ramię. 
-Ja go kocham...- odsunęłam się od niej na chwilę -Nie wiem już co robić, ciociu. Pomóż mi.
-Posłuchaj swojego serca, Vienna. Ono wie teraz najlepiej. 
-Ja nie mam serca! Nie potrafię się zdecydować... Nie umiem...
Ciocia złapała moje ręce i ucałowała je. Widziałam, że ona również ma w oczach łzy. 
-Weź się w garść. Pokaż Elliotowi, że jesteś twarda, dobrze? Niech wie co traci. 
Pokiwałam głową wycierając słone strugi ze swoich ust. W tym samym czasie wszedł Elliot  otwierając szeroko drzwi wejściowe. Z jego włosów kapała woda, a kurtka skórzana odblaskiwała w świetle. Posłał mi zimne spojrzenie, zamknął drzwi i wszedł po schodach na górę do mojego pokoju. Ciocia dodała mi otuchy pokazując brodą bym szła za nim. Prawie potykając się wbiegłam po schodach zaraz za Elliotem. 
Siedział na łóżku będąc twarzą do otwartej walizki, do której pakował ubrania. 
-C-co ty robisz?! - wydukałam niepewna. 
-Wyjeżdżam. - odpowiedział szybko -Nie ma sensu bym tu został.
-Elliot, ale ja- próbowałam wytłumaczyć mu, że może być inaczej, że damy radę, że wszystko będzie w porządku, ale przerwał mi. Jeszcze nigdy taki nie był. 
-Słuchaj, Vienna. Naprawdę mam dosyć twoich gierek. Przyjechałem tu by cię przeprosić! Byłem taki głupi! To JA myślałem, że jestem egoistą, że nie jestem wart twojego wybaczenia, że jestem tym najgorszym... Nie wiesz jak się teraz czuję, kurwa, nie mogę... - mówił słowotokiem. Wszystko mieszało się w jeden wielki bałagan.
-Co? O co ci chodzi? - zmarszczyłam brwi.
-Nie jestem idiotą, Vienna. Ty i Luke, jesteście razem, prawda?
-SŁUCHAM?! - otworzyłam oczy z wrażenia zasłaniając usta. -Ty chyba nie mówisz poważnie. 
-Chyba jednak mówię. Luke przyszedł dziś do mnie po tym jak wybiegłaś z domu. Powiedział, że - cytuję - taki skurwysyn jak ja nie zasługuje na ciebie. Naopowiadał mi jakiś historyjek, powiedział, że nie mogłem zerwać tak po prostu, bo jesteś za dobra i krucha by cię skrzywdzić... I miał rację. A skoro już od niego wiesz, to może lepiej skończmy z tą durną rozmową.
Czułam, że się rumienię, ale postanowiłam skupić się na tym co powiedział.
-Chwila... Wiem co?
Zastygł w miejscu kierując swoje tęczówki wszędzie, byle nie prosto w moje. 
-Nie wiesz? - otrząsł się -Ja... Ja i Blake... spotykamy się od długiego czasu. Chciałem ci powiedzieć wcześniej, ale nie wiedziałem jak. Pomyślałem, że Blake również powinna przyjechać... Może poszłoby prościej i zachowalibyśmy dobre relacje - powiedział jakby pytając.
-Czyli... zdradzałeś mnie z moją najlepszą przyjaciółką? - złamał mi się głos.
-Tak - uciął. 
-Nadal to robisz...?
Cisza
-I chcesz zachować dobre relacje?! 
Cisza
-Ty... TY! Jak mogłeś?! JAK?! - ukryłam twarz w dłoniach próbując opanować gniew i smutek jaki we mnie wzmagał -Wierzyłam ci, zdradzałam swoje najgorsze sekrety i wady, kochałam cię, nadal cię kocham... a ty wykorzystałeś chwilę mojej nieuwagi i dystans...!!!
-Vienna, nie jesteś lepsza. Ty i Luke-
-Ja i Luke nie istniejemy, nie rozumiesz?! - rozpłakałam się patrząc na niego -Czułam się tak głupio spedzając z nim czas, wiedziałam, że coś sobie pomyślisz, dlatego powiedziałam mu by zostawił mnie w spokoju. 
Jego twarz zbladła, a ręce opadły. 
-Jak możesz obwiniać mnie, gdy cała wina leży po twojej stronie?! Robiłeś to z Blake? - wybuchłam płaczem, gdyż nic nie odpowiedział. To miało znaczyć “tak”?
-Luke miał rację. - powiedziałam sama do siebie -Mówił, że nie jesteś tego wart. Jestem tak głupia i naiwna... 
-Vienna-
-Nic nie mów! Zabieraj swoje rzeczy i wyjdź stąd!
Posłał mi ostatnie spojrzenie i zabrał się za pakowanie. Gdy był już gotowy podszedł do drzwi, o które się opierałam.
-Musisz coś wiedzieć-
-Nie. Zabieraj się stąd. Nienawidzę cię, rozumiesz?! Nienawidzę was obojga! Nie chcę was widzieć! 
-Przep- spróbował dokończyć, ale uderzyłam go w twarz. 
-Jeszcze nikt mnie tak nie potraktował, wiesz? - łzy spływały mi po policzkach wodospadem już chyba tysięczny raz tego dnia. -Nienawidzę cię...Zostaw mnie w spokoju.

Z opuszczoną głową wyszedł. Zatrzasnęłam za nim drzwi z wielkim hukiem. Rzuciłam się na łóżko łkając i płacząc w poduszkę. Najgorsze było to, że chciałam by Luke tu był. Ale przecież odsunęłam go od siebie. Odsunęłam również dwie inne, bardzo bliskie mi osoby... Chyba pobijam rekordy. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX