poniedziałek, 2 listopada 2015

Chapter 9: Drunk on jealousy

Siedziałam u chłopaków już czwartą godzinę. Deszcz padał bez przerwy nie pozwalając mi nawet na wyjście na dwór. Luke gdzieś zniknął, a Calum był widocznie usatysfakcjonowany, że używam go jako swoje własne łóżko. Podobno zasnęłam i chrapałam, ale ten chłopak wypił już tyle, że pewnie słyszał też syreny policyjne albo Bóg wie co. 
-Ja nie chrapię! - wykrzykiwałam kłócąc się. -Coś ci się przesłyszało!
-Ta jasne! Po prostu przyznaj, że jestem mięciutką poduszeczką! 
-Wcale nie! Ty masz chyba krzywe nogi, bo było strasznie niewygodnie. - zaśmiałam się. 
-To nie jest śmieszne. Mam krzywe nogi. - posmutniał. Zdziwiłam się zakrywając usta dłońmi.
-O kurde! Przepraszam. Cal, ja nie chciałam... - uśmiechnął się łobuzersko. -Ty tak na serio? 
-Nie. - pokręcił głową i wybuchł śmiechem. Wzięłam poduszkę i walnęłam go w głowę. 
-Jesteś głupi. - oberwałam od niego poduszką i zaśmiałam się. Nagle ktoś trzasnął drzwiami. Oboje podnieśliśmy się wpatrując się w wejście. Luke wystukiwał coś na swoim telefonie wyraźnie wkurzony. Gdy zobaczył nas razem zapewne jeszcze bardziej się zdenerwował, ponieważ schował telefon do kieszeni i podszedł do Caluma ze złością na twarzy. 
-Miałeś ją zostawić w kurewskim spokoju. - warknął ciągnąc mnie za przedramię. Jęknęłam cicho pod wpływem jego uścisku. 
-Wyluzuj, stary. Oglądaliśmy tylko film. - Cal wzruszył ramionami i spojrzał na mnie.
-Luke - próbówałam zwrócić na siebie uwagę. 
-Nie teraz! - machnął ręką. -Nie obchodzi mnie kurwa czy oglądaliście film, czy się lizaliście, nie dotykaj jej kurwa! 
-Ja pierdolę, ogarnij się Luke. To nie jest twoja zabawka. 
-Luke - spróbowałam głośniej. 
-C H W I L A! - wykrzyknął. -Po prostu zostaw ją w spokoju. 
-Zrobisz jej tym krzywdę. - mruknął Calum, a ja posłałam mu pytające spojrzenie.
-Nie pierdol. Widać od razu, że Vienna ci się podoba. Próbujesz mydlić mi oczy jakimiś swoimi gadkami...
-Luke, proszę. - jęknęłam.
-Zwariowałeś?! Ty, we wszystkim się czegoś doszukujesz. Zrozum wreszcie, że my jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Nawet gdybyś przysłał do domu jakąś starą babcię, to zajęlibyśmy się nią, ponieważ szanujemy twoje wybory i to kogo lubisz, a kogo nie. 
-O czym ty- 
-Wszystko w tym domu działa na twoich jebanych zasadach. “Nie chcę tego”, “nie chcę tamtego”, ”to jest moje”, “odsuń się albo ci wjebie”, “nie dotykaj”, “jeżeli coś tam to coś tam”. Mam już dosyć ciebie i twojej zazdrości. Nawet kurwa nie doceniasz, że z chłopakami robimy wszystko! W S Z Y S T K O! Nawet twoją brudną robotę. - Ze złości wstał z kanapy. Luke jeszcze bardziej zacieśnił uścisk na ręce. Jęknęłam głośno.
-LUKE! 
-Co chcesz?! - stał przede mną pełny furii. Spojrzałam mu w oczy, ale odpychały mnie samym ich kolorem. 
-B-boli mnie...-szepnęłam wskazując na nadgarstek. -Przestań, proszę. 
Luke spojrzał na mój nadgarstek i puścił go. Potarłam miejsce bólu, ale to wydawało się jeszcze gorsze. 
-Umm przepraszam. - nagle opanował się i spuścił wzrok.
-Widzisz? O tym mówię... Krzywdzisz ją. Krzywdzisz wszystkich wokoło. Opanuj się. - warknął Calum i wyminął Luke’a kierując się do swojego pokoju. Kolejny trzask i cisza. Usiadłam na kanapie nadal wpatrując się w bolące miejsce. Luke stał z rękami w kieszeniach.
-Vienna, ja umm... przepraszam. - przerwał. -Chyba powinnaś już iść. - podniosłam wzrok na jego słowa. -Porozmawiać z Elliotem.
-Nie, Luke... Proszę, nie wyrzucaj mnie.
-Calum ma rację. Krzywdzę cię. - usiadł obok mnie. -Ale ja naprawdę nie chcę. Nie mogę tego opanować, nie potrafię. To mnie przerasta. 
-Czy to jest związane z atakami paniki?
-Nie wiem. Ataki paniki dostawałem, gdy byłem jeszcze małym chłopcem, zaraz po wypadku moich rodziców. Bardzo za nimi tęskniłem i każda rzecz wydawała mi się niemożliwa bez nich, szczególnie na początku. Teraz dostaje je czasami, ale nie wiem dlaczego. Często boję się, że bez powodu zacznę się dusić i stracę kontrolę. 
-Lubisz sprawować kontrolę nad wszystkim, huh? - widziałam jak jego usta drgnęły na moje pytanie. Potem tylko wygięły się w łobuzerskim uśmiechu. 
-Och bardzo. Taki już jestem. A ty? Jaka jesteś? - zlustrował moją twarz. 
-Jestem bardzo uparta i angażuję się zbyt szybko. 
-Coś więcej? Co robisz na co dzień?
-Próbuję być miła, pomagam mamie, dobrze się uczę, gram na fortepianie, mam pełne konto w banku, pokój wielkości Portland, swoje własne auto, chłopaka... A nadal czuję, jakby czegoś mi brakowało. 
-Dlaczego?
-Całe moje życie spędziłam słuchając gadek moich rodziców. Mówili mi jak żyć, jak czuć, jak mówić, jak się zachowywać... Ja tak naprawdę nigdy nie zrobiłam tego, czego chciałam doświadczyć. 
-Więc dlaczego nie zrobisz tego teraz? 
-Bo teraz jest za późno. - wzruszyłam ramionami.
-Nigdy nie jest za późno. 
-Luke, nie chcę o tym rozmawiać. - spojrzałam mu w oczy, a on po prostu siedział koło mnie. Czułam jak ciepło bije od jego ciała przybliżonego do mojego. 
-Jasne. - uśmiechnął się słabo i oparł. Przysunęłam się do niego, splatając nasze ręce razem. Podniósł brwi wpatrując się w mnie. Siedzieliśmy w ciszy, gdy nagle usłyszałam wielki huk na górze. Wzdrygnęłam się na ten dźwięk i przestraszona wstałam z kanapy. Luke siedział tylko niewzruszony.
-To Calum. 
-Jak to? 
-Taka jego terapia, gdy jest zły. 
-Co? - wytrzeszczyłam oczy i od razu pobiegłam na górę, sprawdzając każdy pokój. W końcu usłyszałam Caluma, który głośno przeklinał. Zapukałam, a potem nie słysząc żadnej odpowiedzi weszłam gwałtownie. Calum stał przede mną chowając ręce za sobą. 
-Uważaj. - powiedział pokazując brodą na podłogę. Zobaczyłam na niej odłamki szkła albo lustra. Nie wiem, bo zamiast patrzeć w podłogę spojrzałam na niego. 
-Calum, co ty zrobiłeś?
-Spadła mi szklanka. - wychrypiał. Wyminęłam szkło i podeszłam do niego biorąc delikatnie jego ręce w dłonie. Opierał się i z całych sił próbował zakryć je za sobą, ale w końcu proszącym wzrokiem przekonałam go. Westchnął ciężko i wystawił je przed sobą. Otworzyłam buzię ze zdumienia. Były całe zakrwawione. 
-Calum...
-Mówiłem, że spadła mi szklanka. 
-Nie okłamuj mnie. Takie bajki to możesz opowiadać Luke’owi. Chodź. - pogoniłam go i delikatnie pociągnęłam za koszulkę by zszedł na dół. Na schodach usłyszałam jak Luke wykłóca się z Michaelem. Zatrzymałam się na chwilę i zakryłam buzię Calumowi.
-Odpuść sobie. - powiedziała zielona czupryna. -To nie jest dziewczyna dla ciebie.
-Mówisz tak o każdej. - wychrypiał.
-Bo tak jest. Nie widzisz tego, ale ona leci na ciebie tylko dlatego, że jesteś bad boy’em. 
-O co ci chodzi? - skierował się w stronę schodów. 
-Ty chyba nie rozumiesz. Jak myślisz, dlaczego tutaj przyleciała jak ćma do światła?
-Pokłóciła się ze swoim chłopakiem. 
-Dlatego ją tutaj zaprosiłeś? - prychnął Michael łapiąc się za głowę.
-Nie. Dlatego, że chcę ją kurwa przelecieć, wiesz?- krzyknął Luke i spojrzał do góry. Zobaczył mnie. W pewnym momencie czułam, że jest zły, ale on tylko odwrócił się z powrotem. Zeszłam cicho i ściągnęłam rękę z ust Caluma. Przewrócił oczami. Powlokłam się do kuchni przeszukując szafki. 
-Prawa górna. - podpowiedział Calum i uśmiechnął się lekko. Sięgnęłam, gdzie wskazał i utlenioną wodą polałam jego skażone rany. 
-Boli? - zapytałam cicho.
-Nie. - pokręcił głową, ale zaraz potem syknął z bólu. Zaśmiałam się cicho z jego reakcji ,po czym spojrzałam mu w oczy.
-Nie rób tak więcej, proszę. 
-Dlaczego ci tak zależy? - zapytał Calum spoglądając na mnie. 
-Bo się martwię. 

-Znamy się tydzień, spokojnie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX