poniedziałek, 2 listopada 2015

Chapter 5: Love bites

Zamknęłam za sobą drzwi mojego pokoju oddychając głęboko. Chodziłam po pokoju zdenerwowana. Jesteś moja... Co to do cholery miało znaczyć? Co on sobie wyobrażał? Nie może mnie dotykać. Nie może mnie całować. Muszę przestać z nim rozmawiać. 
Ale co ja powiem Elliotowi? Nie mogę  przed nim tego ukrywać. To co się stało... Pewnie będzie zły, ale do niczego nie doszło. Mam nadzieję, że mnie nie zostawi. Nie wybaczyłabym sobie tego. 
Moje myśli przerwał telefon. Podeszłam do szafki nocnej i odebrałam. 
-Halo? - powiedziałam lekko drżącym głosem. 
-Vienna? Wszystko okay? - usłyszałam Elliota po drugiej stronie. Czyżby czytał w moich myślach? 
-Tak, tak.
-Na pewno? Brzmisz, jakby coś się stało.
-Nie, nic się nie stało. Oglądałam tylko smutny film i nie mogę się po nim otrząsnąć. - skłamałam. Dlaczego czułam się jak dziwka? Okłamywałam osoby, które najbardziej kocham.
-Rozumiem. Mam dla ciebie świetną wiadomość.  
-Naprawdę? - zapytałam próbując zatrzymać łzy, które nazbierały się w kącikach moich oczu. 
-Tak. - zaśmiał się. -Przylatuję do Nowego Jorku za tydzień. 
-To świetnie! - krzyknęłam uradowana. -Na ile?
-Na trzy dni, z czego pierwszy przylecę późnym wieczorem. W sumie wychodzi na dwa dni. 
-Nawet nie wiesz jak się cieszę. - powiedziałam cicho. 
-Na pewno wszystko w porządku? - zapytał skonsternowany. Słyszał smutek w moim głosie. Ale nawet ja nie wiedziałam dlaczego byłam przybita. 
-Tak. Jest wspaniale. Nie mogę się doczekać, aż przyjedziesz. - nastała krótka cisza. -Muszę kończyć. Kocham Cię. Pa.
-Vie... - próbował coś powiedzieć, ale wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Nie mogłam się powstrzymać, Wybuchłam płaczem przyciskając poduszkę do ust. Czułam się okropnie okłamując go. Czułam się brudna pamiętając, że Luke mnie dotykał. Dotykał mnie w sposób, w który nigdy nie powinien. I może byłoby mi lepiej, gdybym wmówiła sobie, że nic nie czułam gdy zaczął mnie całować. Ale tak nie było. Za każdym razem, gdy mnie dotykał czułam ciarki i przyjemne ciepło w brzuchu. I właśnie dlatego leżałam w łóżku i płakałam. Bo czułam się jak oszust. 
I z każdą łzą wypłakaną w poduszkę, poczułam się bardziej i bardziej znużona. Aż w końcu odpłynęłam zwijając się w kłębek. 

***

Obudziłam się czując się okropnie. Moje oczy były podkrążone, a wczorajsza maskara sklejała rzęsy. Podniosłam się z łóżka czując zmęczenie. Weszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic. Stanęłam przed lustrem próbując wyglądać na uśmiechniętą. I teraz dopiero zrozumiałam co Luke miał na myśli.
Jesteś moja.
Na mojej szyi widniało parę malinek, które odróżniały się fioletowym kolorem od mojej karnacji.
-Cholera. - szepnęłam. Wzięłam dużą ilość fluidu matującego i nałożyłam na cztery siniaki. Mam nadzieję, że za tydzień będą niewidoczne. By je zakryć musiałam użyć ze trzy warstwy, ale byłam usatysfakcjonowana swoim dziełem. Dziś postanowiłam zrobić mocny makijaż, z racji tego, że moje oczy były opuchnięte i czerwone. Nałożyłam trochę turkusowego cienia do powiek i połączyłam go z białym, tak, że powstały smokey eyes w kolorze Morza Śródziemnego. Dodałam do tego eyeliner i maskarę, a usta zostawiłam w spokoju. 
Wyszłam z toalety w ręczniku widząc ciocię siedzącą na łóżku plecami. 
-Dzień dobry. - powiedziałam i uśmiechnęłam się słabo. 
-O, cześć Vienna. - przechyliła się w moją stronę. -Zostawiłam ci śniadanie na barze. Będę późnym wieczorem, ale dziś piątek, więc może się gdzieś wybierzesz? Jest tu pełno klubów i restauracji. Obok mieszka moja przyjaciółka i ma córkę w twoim wieku. Wspomniałam jej o tobie i jest bardzo tobą zafascynowana. Możesz do niej wpaść kiedy chcesz. - uśmiechnęła się na jej ciepły sposób. Odwzajemniłam. 
-Super, dzięki ciociu. - skierowałam się w stronę szafy. -Jasne. Chętnie tu kogoś poznam.
-Okay, baw się dobrze. - podeszła do mnie i ucałowała w czoło. 
-Dziękuję. - chwilę potem już jej nie było. Usłyszałam trzask drzwi i dźwięk zakluczanego zamka.  
Ubrałam się w spodnie dresowe i za dużą koszulkę i postanowiłam pobiegać. Przed tym zeszłam na dół, do kuchni, by zrobić sobie koktajl truskawkowo-bananowy. Już dawno nie biegałam. Nie zwracałam uwagi na moje ciało, odkąd pokłóciłam się z mamą. Przestałam jeść zdrowo, przestałam biegać i ćwiczyć w siłowni. Zrezygnowałam nawet z zajęć samoobrony, za które zapłacił tata. Mówił zawsze, że bezpieczeństwa nigdy za wiele, ale nam nigdy się nic nie stało. Przynajmniej ja nie pamiętam. 
Zaczęłam wkładać banana, truskawki, lód i trochę mleka do miksera, gdy usłyszałam otwierane drzwi. Wzdrygnęłam się. Cicho podeszłam do szafki i wyjęłam patelnię. Ktoś zbliżał się i mogłam usłyszeć kroki. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech najciszej jak umiałam. Już miałam uderzać, gdy ktoś złapał mnie za rękę. 
-Spokojnie. - szepnął trzymając patelnię w swojej ręce. Spojrzałam na niego zdziwiona. Jak on się tu znalazł? 
-Luke, c-co ty tu robisz?
-Stoję, jak widzisz. Pytanie tylko, co ty robisz? Chcesz mnie zabić czy jak? - zapytał. Zluźniłam uścisk, więc wyjął z mojej ręki patelnię i odstawił na blat obok. Potem rzucił klucze od drzwi na stół śniadaniowy. 
-Wszedłeś tu, myślałam, że to włamywacz. Skąd masz klucze? - zapytałam teraz bardziej wkurzona niż przestraszona. -Co ty sobie wyobrażasz, do cholery? - zmarszczyłam brwi. 
-Wyluzuj może, co? Klucze były w zamku na zewnątrz. Twoja ciocia widocznie zapomniała ich wyjąć. - burknął. -Nie ma za co.
-Mam ci jeszcze niby dziękować? - zamknęłam ręce na piersi. -Chyba śnisz. Oddałeś mi klucze, super. Możesz już iść.
-Nie chcesz dziękować, to nie. - uśmiechnął się lekko. -Przyszedłem, bo chciałem cię zaprosić na śniadanie. - zlustrował mnie wzrokiem. -Ale widzę, że masz inne plany. 
-Zaprosić mnie? 
-Jesteś głupia czy głucha? - westchnął ciężko. -Tak, zaprosić ciebie. 
-Chciałam pobiegać. - powiedziałam udając, że nie słyszałam jego komentarza. -Poza tym nie chcę, żebyś mnie gdziekolwiek zapraszał. - podeszłam do miksera i włączyłam na małe obroty. -To, co wczoraj zrobiłeś było nieodpowiednie i dziwne. 
-Podobało ci się.
-Nie, nie podobało mi się. Chyba raczej nie powinieneś tu przychodzić. Nawet się nie znamy.
-Luke Hemmings. - wyciągnął rękę w moją stronę. A więc to on, jest tym, który organizuje te pieprzone wyścigi. 
-Umm... Vienna LaClair. - uścisnęłam i przez moment poczułam małe iskry przechodzące przez nasze dłonie. Spuściłam głowę i wzięłam rękę z powrotem. Dopiero teraz zorientowałam się, że mój smoothie był już gotowy. Zatrzymałam mikser i zdjęłam pokrywę.
-No to już się znamy. - mruknął. -Na początku myślałem, że blefujesz. 
-Co blefuję? - wyciągnęłam dwie szklanki. -Chcesz? - spytałam. Przytaknął. 
-Imię. Myślałem, że żartujesz sobie ze mnie. - usiadł na krześle, podczas gdy ja nalewałam koktajl do szklanek. Postawiłam jedną przed nim i usiadłam naprzeciwko niego. 
-Dużo ludzi tak myśli. - wzruszyłam ramionami. -Nic nie poradzę na to, że moi rodzice nazwali mnie tak samo, jak miasto w Austrii*. 
-Więc nie podoba ci się twoje imię? - zapytał pijąc. 
-Nie wiem. Nie myślałam o tym. Przywykłam do niego. 
-Dlaczego właściwie dali ci takie imię? Wiąże się z tym jakaś historia? - podniosłam głowę i spotkałam jego przyjazne oczy. Dzisiaj wyglądały jakoś tak lepiej, cieplej. 
-Tak. Moi rodzice poznali się w Wiedniu. Tam zakochali się w sobie i spędzili dużą ilość czasu.
-Masz rodzeństwo? 
-Tak, brata. - uśmiechnęłam się. 
-Błagam, tylko nie mów mi, że ma na imię Waszyngton. - zaśmiałam się na jego słowa. On tylko podniósł ręce do góry, na znak obrony. Jego kąciki ust drgnęły. 
-Nie. - powiedziałam. -Ma na imię Will. A ty? Masz rodzeństwo? 
-Tak. Dwie siostry bliźniaczki. Emma i Ella. Emma mieszka ze mną i z chłopakami w domu,  za miastem. - uciął. -Miałem jeszcze jedną siostrę, ale nie wiem gdzie jest. Nigdy jej nie poznałem.
-A co z Ellą? - podniosłam brew w oczekiwaniu. 
-Zmarła w wypadku z samochodowym, razem z moimi rodzicami. Byłem mały więc nie pamiętam.
-Straciłeś rodziców... - powiedziałam cicho. -Przepraszam, nie powinnam pytać. Przykro mi. 
-Nic się nie stało. Tak widocznie musiało być. 
-Nikt nie powinien zabierać tak młodych ludzi z tego świata. - odsunęłam krzesło i posprzątałam kubki po koktajlach. On też wstał, ale nie wiedziałam dlaczego. Czułam się głupio, bo tak łatwo go oceniłam. Zachowywałam się jak te wszystkie bogate dziewczyny z prywatnych szkół, które obgadują każdą osobę w szkole. I czułam się z tym źle. Może Luke nie był do końca miły i grzeczny, ale teraz wiedziałam z jakiego powodu. Jego rodzice i siostra zginęli, a on został sam z drugą siostrą. To musi być okropne. Nie wiem jak on to zniósł. Ja miałam chociaż tyle szczęścia, że ktoś mnie zaadoptował. No i mam generalnie “wszystko, czego pragnę”. -Wcale nie musiało tak być. 
-Nikt nie powinien też pić alkoholu przed jazdą samochodem, ale ludzie i tak to robią. Nie możesz postanawiać co się powinno robić, a co nie, bo to niemoźliwe. - powiedział obojętnie. Podniósł się i podszedł do mnie blisko. Dotknął mojej szyi na co wstrzymałam oddech. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. -Masz je. - spoglądałam pytająco. -Malinki. - wyjaśnił. 
Pokiwałam głową i odsunęłam się. To nie było dobre. On nie może tego robić. 
-Trudno je zakryć. - powiedziałam cicho. 
-Powinnaś je raczej pokazywać. - zaśmiał się. Spirounowałam go wzrokiem. Co on sobie wyobrażał?
-Nie, dzięki. - odburknęłam. -Co? Pewnie wszystkie twoje laski się nimi chwaliły? Może wkładały w ramki? -podniosłam wzrok. Zaśmiał się i pokręcił głową.
-Spokojnie, bo ci ciśnienie skoczy. Rozumiem, że jesteś zazdrosna, ale możesz się wyluzować.
-Po prostu już nic nie mów. - wycedziłam przez zęby. -I nie jestem zazdrosna. Nie kręcą mnie tacy kolesie jak ty. - zaczęłam krzątać się po kuchni i sprzątać wszystko, co zostało na blacie. Luke stał tak tylko wlepiając we mnie wzrok. 
-Tacy kolesie jak ja? - powtórzył moje słowa wskazując na siebie palcem i podnosząc brwi. Pokiwałam głową na co on zaśmiał się głośno. -Sorry, mała, ale tacy kolesie jak ja, interesują cię najbardziej. Zresztą nie tylko ciebie. 



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX