poniedziałek, 2 listopada 2015

Chapter 6: Lunch

Weszłam na górę, zdejmując z siebie mokre od potu ubrania. Po długim joggingu zaczęło burczeć mi w brzuchu, a ponieważ Luke i tak zamienił swoją propozycję ze śniadania na lunch to zgodziłam się. W sumie to było miłe, że chciał mnie zaprosić. 
Wzięłam długi i zimny prysznic myjąc włosy. Włączyłam telefon z moją składanką ulubionych utworów i oddałam się muzyce. Fajnie było tak posiedzieć w łazience i w końcu się zrelaksować. Nie mogłam się doczekać, aż Elliot przyjedzie i byłam mocno podekscytowana. 
Wysuszyłam włosy zawijając je w ręcznik, a na siebie założyłam świeżą bieliznę  oraz białą sukienkę w kolorowe ptaki, która miała różowy kawałek materiału podchodzący pod biust. Usta pokryłam bezbarwnym błyszczykiem,a powieki pokryłam lekko różowym cieniem i maskarą. Rzuciłam się na łóżko z moimi mokrymi włosami i czekałam przeglądając facebook, twitter’a i inne socjalne media. Dostałam około dwadzieścia pięć wiadomości. Prawie wszystkie od mojej przyjaciółki - Blake, dwie od Elliota i jedna od nieznanego numeru. Sprawdziłam tę ostatnią.
Od: Nieznany
Hej, pamiętasz tego chłopaka, który proponował ci ostrą jazdę? ;) 
Podniosłam brew. To ten koleś w sklepie. 
Do: Nieznany
Jak znalazłeś mój numer?
Kurna, nie mogę. Ten człowiek nawet mnie nie zna, a pisze do mnie SMS’y. Nie myśląc długo zeszłam z łóżka i skierowałam się do wyjścia. Zanim jeszcze mogłam otworzyć drzwi ujrzałam Luke’a przede mną. Wpadłam na niego. Nasze klatki piersiowe obiły się o siebie, chociaż Luke był jakieś piętnaście centymetrów wyższy. Zarumieniłam się pod wpływem jego zapachu i tego, że wcale nie przeszkadzało mi wtulanie się w jego ciało. Wziął mnie za ramiona i odsunął od siebie.
-Wszystko OK? Właśnie miałem zapukać. - zapytał patrząc mi w oczy. Jakim cudem on nie był speszony? Nie rozumiem tego. Był taki pewny siebie. 
-Tak. - włożyłam kosmyk moich rudych włosów za ucho i zamknęłam drzwi na klucz. Luke stał za mną nadal się nie odzywając. Zeszłam ze schodów i skierowałam się w stronę mojego samochodu. 
-Chcesz jechać tym? - wskazał na Rhodę i zaczął się śmiać. -Nie ma mowy. 
-Serio? - zmarszczyłam brwi i położyłam dłoń na masce samochodu. -Nie słuchaj go, Rhoda. Jesteś wspaniała.
-Jezu, tylko mi nie mów, że jesteś jedną z tych dziewczyn, które nazywają swoje samochody. - przewrócił oczami. 
-To mój pierwszy samochód, więc nie wiem. - wzruszyłam ramionami. -Wsiadaj.
-Nie. Pojedziemy moim autem. - powiedział. Właściwie to był rozkaz, niż jakakolwiek odpowiedź. Mógłby się chociaż zapytać, czy chcę jechać tym jego cackiem. Dlaczego on był taki odpowiedzialny? Przez te ostatnie trzy dni chciał kontrolować wszystko i wszystkich, a  ja wcale tego nie lubiłam. Oczywiście, go nie znałam, ale nie wydawał się w typie ludzi, z którymi zwykle spędzam czas.
-Dlaczego mój samochód ci nie pasuje? Jest sprawny, ma hamulce, kierownicę, koła - wszystko, czego samochód potrzebuje. - powiedziałam idąc koło niego. Nasze dłonie ocierały się o siebie i czułam przyjemny prąd przez nie przepływający.
-Posłuchaj, Vienna. Jestem mechanikiem, więc raczej wiem, co samochód potrzebuje, a czego nie. Ta twoja Rhoda jest naprawdę piękna, ale to stary grat i ma zapewne chujowy silnik. Nigdy nie wiesz, co się stanie. 
-To dlatego organizujesz wyścigi? 
-Co? - spojrzał na mnie zdezorientowany. 
-Jesteś mechanikiem. Słyszałam o wyścigach za jakąś halą.
-Nie powinnaś się tym interesować. - odburknął.
-Dlaczego? 
-Bo to niebezpieczne. - westchnął ciężko i stanął przy swoim samochodzie. Przez chwilę mogłam zobaczyć jego niebieskie oczy. -Jeżeli masz zamiar grzebać w moich sprawach, to może lepiej się nie odzywaj. 
-Chciałam się tylko dowiedzieć, poznać cię. To chyba nie jest przestępstwo? - zmarszczyłam brwi. Otworzył mi drzwi swojego Range Rover’a. Weszłam posłusznie. On natomiast przeszedł na drugą stronę, wsiadł i odpalił silnik.
-Posłuchaj mnie, Vienna. Nie wiem w jakim świecie żyjesz, ale mój jest trochę inny. W moim życiu nikt się nie wtrąca, nikt nie pyta. 
-A w moim nie. Nie możesz narzucać wszystkim swoich zasad. To nie jest tylko twoje życie. Może jeszcze nie wiesz, ale na tym świecie jest siedem bilionów ludzi, a ja jestem jednym z nich. Ty też. Zamiast być kontrolującym-wszystko dupkiem, chociaż raz odpowiedz na moje cholerne pytanie poważnie i bez swojego głupiego uśmieszku. Nie proszę cię o wiele. 
-Pytaj więc. - powiedział.
-Co?
-Pytaj. Chciałaś, masz. 
-Dlaczego? Myślałam, że będziesz się ze mną kłócił, a potem wysadzisz na jakimś przystanku autobusowym, osiemdzięsiąt kilometrów stąd. 
-Zaraz to zrobię, jeżeli nie przestaniesz zmieniać zdania. - wlepił wzrok w drogę przed nami i przyśpieszył. 
-Okay...Umm...Na czym polegają wyścigi, które organizujesz?
-Każdy z uczestników ma swój wybrany samochód. Niektórzy jeżdżą z dziewczynami, inni niekoniecznie. To zależy, od kierowcy. Ten, który wygra dostaje nagrodę w postaci samochodu najgorszego przeciwnika. 
-To znaczy, że ten, który jest ostatni oddaje swój nabytek temu wygranemu? - zapytałam kierując na niego wzrok. Pokiwał głową. -Czy to zawsze działa?
-Nie. Wiele razy dochodzi do tak zwanej “jazdy skrzydłowej”. Polega ona na przejechaniu samochodem z przeciwnikiem, bok przy boku. Obaj uczestnicy muszą jechać koło siebie na tyle blisko, by siebie nie staranować. Tak, by jechać w tym samym rytmie. 
-Ale przecież to niebezpieczne. I nielegalne. - na moje słowa Luke parsknął śmiechem. 
-Mam to gdzieś. Żaden z uczestników się nie skarży. Jeżeli mi nie wierzysz, możesz przeprowadzić z nimi wywiad. 
-O co ci chodzi?
-O nic. - warknął. -Po prostu działasz mi na nerwy. 
-Zauważyłam. - spuściłam głowę. -Przepraszam. 
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Luke nawet się nie odezwał, ale widziałam jak często na mnie zerka. Nawet nie wiem, dlaczego go przeprosiłam. To dziwne, bo ja nigdy tego nie robię. W sensie nie przepraszam za coś, czego nie mogę zmienić. Ja to ja i jestem jaka jestem.
Patrzyłam przez okno, aż w końcu zamknęłam oczy i prawdopodobnie zasnęłam, ponieważ nie pamiętam co się dalej stało. Pamiętam za to moment, w którym Luke wziął mnie na ręce. Otworzyłam powieki widząc wiele świateł, które raziły moje oczy. Zauważyłam też, że siedzieliśmy przy małym czteroosobowym stoliku. Jak on mnie tu przyniósł? 
-Księżniczka w końcu się obudziła. - powiedział unosząc kąciki ust do góry. 
-Przepraszam. Byłam zmęczona. 
-Przestań przepraszać. - podał mi menu. -Wybierz coś, na co masz ochotę. Ja poleciłbym ci wołowinę na słodko, bo to jedno z ich lepszych dań. - wetknęłam nos w kartę i wytrzeszczyłam oczy.
-Zwariowałeś? To na pewno jedno z ich najdroższych dań. 
-No i co z tego?
-To, że źle się z tym czuję. 
-Zaprosiłem cię, więc to ja płacę. Po prostu zamów coś. 
-Okej. - mruknęłam. Chwilę potem przyszła kelnerka, która dosłownie zjadała Luke’a wzrokiem. Podobał jej się, a mnie było trochę niezręcznie. Po tym jak oboje zamówiliśmy to samo, popatrzyłam na Luke, który prześwietlał mnie oczami. -Co? Mam coś na twarzy? 
-Tak, oczy, usta, nos i piegi. O, a teraz także rumieńce. - skwitował uśmiechając się przenikliwie. Miał rację, rumieniłam się. Odwróciłam od niego wzrok. 
-To dlatego, bo nie lubię, gdy ktoś na mnie patrzy. 
-Ktoś czy ja?
-A jest jakaś różnica?
-Mhm. - kiwnął głową. -Tyle, że jeszcze jej nie widzisz.
Co? O co mu chodziło? 
-Nie powinnaś się wstydzić, jesteś piękna. - na jego słowa zakrztusiłam się wodą, którą właśnie piłam. Spojrzałam na niego wytrzeszczonymi oczami, po czym wytarłam usta serwetką. 
-Dzi-dziękuję. - zająkałam się niezdarnie. Uśmiechnął się do mnie.
Chwilę potem dostaliśmy nasze zamówienie. Znów zobaczyłam tą kelnerkę gapiącą się na Luke’a, ale tym razem mnie wkurzała. Była dla mnie strasznie niemiła, posyłała mi sztuczne uśmiechy,a do Luke’a mrugała powiekami i udawała głupią. W końcu nie wytrzymałam. 
-Hej... - spojrzałam na plakietkę przyczepioną do jej uniformu. -Linda. Mogłabyś również przynieść mnie i mojego chłopakowi. - złapałam Luke’a za rękę i posłałam jej słodki uśmiech. - trochę lemoniady? Może być jedna szklanka, prawda, kochanie? - spojrzałam na niego widząc jego podniesioną brew. Przytaknął. -Tak, mogą być dwie słomki. Albo nie, jedna. 
-Jasne. - odpowiedziała ze złością i odwróciła się na pięcie. 
-Zwycięstwo. - szepnęłam i puściłam jego rękę. Luke pokręcił głową i zaczął się śmiać. -Z czego się śmiejesz?
-Z tego, że jesteś zazdrosna o jakąś laskę z baru. 
-Nie jestem zazdrosna, to raz. Dwa, to ona była zazdrosna. Posyłała ci głupie uśmieszki i przylizywała się. 
-Co? - zapytał zdezorientowany. 
-Nie mów, że nie zauważyłeś. Wy, mężczyźni, to jednak jesteście ślepi. 
-I vice versa. - sięgnął po widelec i zaczął jeść. Tak naprawdę, to ja go nie rozumiałam. Próbowałam z całej siły, ale on zawsze mówił coś innego i to wyprowadzało mnie z równowagi. 
-Co masz na myśli? - zapytałam przeżuwając sałatę. 
-Gdybyś była spostrzegawcza zauważyłabyś Calum’a, który siedzi na końcu, w rogu i cały czas cię obczaja, za co dostanie w mordę, gdy wrócę do domu. - spojrzałam w kierunku, który wspomniał i zauważyłam bruneta. Tego samego, który przedstawił się jako Calum. Pomachał do mnie i uśmiechnął się, więc zrobiłam to samo.
-Dlaczego miałby za to “dostać w mordę”? - zrobiłam nawias w powietrzu. 
-Już ci mówiłem. Jesteś moja. 
-Nie jestem twoja. - w tym samym momencie Linda przyniosła moją lemoniadę. Podziękowałam jej, a ona oddaliła się. -Mam chło...
-Nie obchodzi mnie jak ten twój chłoptaś ma na imię. - przerwał mi. -Gdyby tak bardzo cię kochał to by tu był, nie uważasz? Albo udajesz, że masz chłopaka, albo twój Evan znalazł sobie kogoś innego. - wzruszył ramionami. 
-Elliot. - wycedziłam przez zęby.
-Jedno i to samo. 
Wstałam od stołu wściekła i wyszłam z restauracji. Co za dupek. Co on sobie wyobrażał? Przysięgam na Boga, że nigdy nie spotkałam kogoś tak aroganckiego. Usłyszałam dzwonek drzwi zamykanej restauracji i podbiegającego do mnie Luke’a. 
-Nie rób scen. - powiedział łapiąc mnie za rękę. Przyciągnął mnie do siebie. Próbowałam się uwolnić z jego uścisku, ale nie potrafiłam. 
-Jesteś cholernym dupkiem. Nie masz za grosz szacunku do innych ludzi. - powiedziałam wpatrując mu się w oczy. Teraz były zimne i błękitne, jak skorupa lodowa na Pacyfiku. -Jak możesz twierdzić, że Elliot mnie nie kocha? Nic nie wiesz. Nic. A cały czas gadasz o tym, jaki to ty jesteś wspaniały. Tylko to jest dla ciebie ważne. Właściwie to dlaczego za mną cały czas chodzisz? Znamy się trzy dni. Trzy cholerne dni i mam cię dosy... - zanim zdążyłam coś powiedzieć poczułam usta Luke’a na swoich i metaliczne zimno jego kolczyka. Polizał moją dolną wargę językiem, na co jęknęłam. Przybliżyłam się do niego i popchnęłam go na ścianę, tak mocno, że jego plecy odbiły się od niej. Mogłam poczuć jak się uśmiecha. Zaczął mnie całować, prosząc tym samym o dostęp, na co się zgodziłam. Nasze języki tańczyły w tym samym rytmie i robiło się bardzo gorąco. W porę, oderwałam się od niego opamiętując się. Co ja właśnie zrobiłam?
-Stop. - szepnęłam. -Nie mogę tego robić.
-Pierdolę to. - mruknął całując mnie szybko, raz po raz.
-Ale ja nie. - przestał w końcu. Spuściłam głowę zawstydzona, na co on podniósł ją palcem. 
-A powinnaś. Ten twój Elliot nie jest tego wart.
-A ty jesteś? - parsknęłam śmiechem podnosząc brew. 

-Tak. - odpowiedział zupełnie poważnie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX