-Ale jak to możliwe, że go nie zobaczyłeś? - nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Złapałam się za brzuch ponieważ bolał. Luke opowiadał mi wiele śmiesznych historii, a moje kąciki ust tylko podnosiły się na każdą opowieść.
-Normalnie. Jakoś tak wyskoczył zza rogu. Calum zaczął tańczyć do tych głupich piosenek Taylor Swift i nawet go nie zobaczył.
-Tańczył przed policjantem? - podniosłam brwi. Przytaknął. Oboje zaczęliśmy się śmiać, prawdopodobnie zbyt głośno, bo Linda spojrzała na nas groźnie. -A tak poza tym, to nie obrażaj Tay, jasne?! - pogroziłam mu palcem, na co przewrócił oczami i uśmiechnął się szeroko.
-Taylor Swift to gówno, skarbie.
-Tylko nie ‘skarbie’. - jęknęłam ukrywając twarz w dłoniach. -Zniosę ‘słońce’, ‘mała’, ale nie ‘skarbie’. - jęknęłam.
-Myślałem, że jesteś z tych, co lubią takie zdrobnienia.
-Co cię skłoniło do takiego myślenia? - uśmiechnęłam się łobuzersko.
-Wiesz, oglądałem dużo filmów o bogatych, Amerykańskich nastolatkach. Zawsze mają jakieś dziwne fetysze i przyzwyczajenia, a do tego są kurewsko rozpieszczone. - podniósł na mnie wzrok. Posmutniałam. W jednej chwili całe rozbawienie jakie panowało w tym pomieszczeniu mnie po prostu zmiażdżyło, gdzieś uleciało.
-Gdybyś mnie znał, wiedziałbyś, że taka nie jestem.
-Nic takiego nie powiedziałem.
-Skąd tyle o mnie wiesz? - zmarszczyłam brwi bawiąc się palcami. -Znałeś moje imię już wcześniej, prawda?
-Kogoś mi przypominałaś, więc spojrzałem w twoje papiery.
-Czekaj, co?! - krzyknęłam. Czy on robił sobie ze mnie jaja?
-To, co słyszałaś. - powiedział łapiąc moją dłoń, która spoczywała na stoliku. -Chciałem coś o tobie wiedzieć.
-Mogłeś zapytać. - szepnęłam z wyrzutem. Podobało mi się, że trzymał mnie za rękę, ale obiecałam sobie, że nie może mnie dotykać. Szczególnie, że Elliot przyjeżdża za siedem dni. Delikatnie wysunęłam swoją rękę.
-Nie ufasz mi. - westchnął.
Nastała cisza. Potworna cisza, mimo, że wokół nas było dużo ludzi, rozmawiających, jedzących i tak dalej. Wiedział, że mu nie ufam. Nie potrafię tak szybko zaufać ludziom, wiem to, bo znam siebie. Nie może mnie zmusić, żebym nagle zaczęła z nim wychodzić na randki, całować się, przytulać.
-Nie znam cię, Luke. Ty mnie też nie. - spojrzałam mu w oczy. Były nieobecne. -Jak mam ci zaufać, skoro się nie znamy?
-Ty mi powiedz. - uśmiechnął się łobuzersko i już wiedziałam, że to wszystko było żartem. Ta rozmowa nic dla niego nie znaczyła. Odgrywał tylko miłego. -Strasznie jesteś dramatyczna. - zaśmiał się głupio.
-A ty głupi. - wywróciłam oczami.
-Może. Ale za to bardzo atrakcyjny. - na jego słowa parsknęłam śmiechem. Spojrzał na mnie zdziwiony. Podniosłam ręce w geście obrony i uśmiechnęłam się.
-Masz duże mniemanie o sobie. - mruknęłam. -Nierealne.
-Wiesz co jest jeszcze nierealne? - pokręciłam głową. -To, że kiedykolwiek będziesz miła.
-Ja? Ja jestem bardzo miła. Jestem miła inaczej.
-Ej, to moje słowa!
-Wiem. - zamrugałam powiekami i uśmiechnęłam się. -Podobają mi się.
-Ty mi się podobasz. - poruszył brwiami. -I czasami mam ochotę cię przelecieć na tym stole.
-Udam, że tego nie słyszałam. - powiedziałam siorbiąc lemoniadę.
-Przecież wiem jak na ciebie działam.
-Działasz na mnie jak dwa magnesy odwrócone do siebie mocą ujemną, czyli odpychasz mnie.
-Hmm, ja to widzę z innej strony. Gdybym działał na ciebie tak, jak mówisz, to zapewne nie siedziałabyś ze mną tutaj, tylko dałabyś mi w twarz na wejściu. - mrugnął do mnie. Spuściłam głowę. Miał rację. Gdyby nie to, że coś mnie do niego ciągnęło, to zapewne nawet bym się do niego nie odezwała, albo wyrzuciłabym go za drzwi. Właściwie to on działał na mnie jak magnes...
-Taa... Jesteś atrakcyjny, tylko nie tak mądry, na jakiego wyglądasz.
-Przyznałaś to w końcu. Brawo! - powiedział przemądrzale. -A ta Linda tylko cię wkurzyła, czy rzeczywiście byłaś zazdrosna?
-Jeżeli pytasz o moją opinię, to nie pasujecie do siebie.
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - westchnęłam i przewróciłam oczami.
-Oba.
***
Siedzieliśmy w aucie od jakiejś pół godziny, ponieważ były korki. Luke cały czas zerkał na mnie mając ten triumfalny uśmiech na ustach i wkurzał mnie. Poprawka, wkurzał mnie do kwadratu. Wiem, że był bardzo z siebie dumny, ale nie musi się tak szczerzyć.
-Nie gap się na mnie. - warknęłam.
-Złość piękności szkodzi. Uważaj, mała.
-Nie ma tu żadnej piękności, skarbie.
-Widzisz, ja mam za duże mniemanie o sobie, ty masz za małe. Będziemy musieli nad tym popracować.
-Jak masz zamiar to zrobić? - podniosłam brew do góry i spojrzałam na chłopaka zabawnie.
-Mogę albo pierdolić ci codziennie, że jesteś piękna i tak dalej, albo mogę ci to mówić gdy jesteś pode mną... - urwał, ponieważ mu przerwałam.
-Jesteś obleśny.
-Masz rację. Wolałbym gdybyś była nade mną. Dam ci trochę satysfakcji.
-Przestań. - spotkałam jego roześmiane tęczówki. -Mówię serio.
-Co? Nigdy tego nie robiłaś? - spytał głupio.
-To nie tak. Po prostu nienawidzę, gdy chłopcy gadają tylko o cyckach i tyłku. - wzruszył ramionami.
-Ile masz lat, Vienna? - zapytał ignorując mój komentarz.
-Osiemnaście. - powiedziałam, na co o mało się nie opluł. -Za trzy tygodnie.
-Co, kurwa?!
-Wiem, jestem stara. Wszyscy mi to mówią.
-Raczej jesteś małolatą. Myślałem, że jesteś starsza. - westchnął ciężko.
-To ile ty masz lat?
-Dwadzieścia jeden. - uśmiechnął się. -Wiesz, legale i tak dalej. Wolność.
-Kto by pomyślał, że Luke Hemmings ma dwadzieścia jeden lat, a nadal zachowuje się jak dziecko.
-Ej, uważaj na słowa. - pogroził mi palcem, po czym zatrzymał się autem na chodniku. Wyszedł i pobiegł, by otworzyć mi drzwi. -Chodź, pokażę ci coś.
***
Trzymał mnie za rękę tak mocno, że nie mogła się nawet spocić. Mówię poważnie. Swoją drogą to trochę dziwne, że jest już pełnoletni. Nie wygląda na takiego. Dopiero wtedy mnie oświeciło, że za te wyścigi może wylądować w więzieniu. Nie chcę by lądował w więzieniu. Nie chcę, żeby w ogóle gdzieś lądował.
-Wszystko w porządku? - zapytał nagle.
-Nie udawaj, że cię to obchodzi.
-W sumie... - po tych słowach nie odzywał się już w ogóle. Tylko ciągnął mnie za rękę, a ja co chwilę pojękiwałam, bo bolało mnie to. W końcu znaleźliśmy się przed białym mieszkaniem. Luke wyjął klucze z kieszeni i puścił moją rękę by otworzyć drzwi. Dziękowałam Bogu, ponieważ w końcu poczułam ulgę.
Jak się domyśliłam, byliśmy w jego domu. A raczej w ich domu, gdyż zaraz po tym jak weszłam zobaczyłam trzech chłopaków siedzących na kanapie i oglądających kreskówkę. Luke popchnął mnie do przodu.
-Hej! - krzyknęłam w ich stronę, machając. Pierwszy odwrócił się Calum, uśmiechając się głupio, potem ten z kręconymi włosami, a zielona czupryna nie ruszyła się w ogóle. Widocznie mnie nie lubi.
-Okay, Vienna. To jest Ashton. - Luke wskazał na blondyna z kręconymi włosami. -To jest Michael. - zielona czupryna. -A to jest Calum, którego pewnie już znasz. - powiedział ze złością w głosie. Pomachałam do nich jeszcze raz.
-Jestem Vienna. - powiedziałam uśmiechając się.
-Ta, to już słyszeliśmy, a teraz mogłabyś się przesunąć, bo zasłaniasz. - powiedział Michael.
-Ogarnij się, Mikey. - powiedział Luke.
-Nie martw się, Vienna. Michael ma menopauzę. Wiesz, zmiany nastroju, te sprawy. - powiedział Ashton, po czym wybuchł chichotem. Był taki słodki. Dopiero teraz zobaczyłam jego dołeczki. Zaśmiałam się razem z nim, a do tego dołączył Calum. W końcu odsunęłam się od telewizora. Luke złapał mnie za rękę i splótł nasze palce.
-Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać. - powiedziałam uśmiechając się do Michaela. -Lubię twoje włosy. Też kiedyś takie chciałam.
-Co się zmieniło? - zapytał zaciekawiony.
-Rodzice. - wzruszyłam ramionami.
-Dobra, koniec tego pierdolenia. Chodź. - Luke pociągnął mnie za rękę i zaprowadził na górę. Na pożegnanie odmachałam jeszcze chłopakom.
-Fajnych masz kolegów.
-Tak, tak. - otworzył drzwi do swojego pokoju i zapalił światło. Ściany były granatowe, miał wielkie dwuosobowe łóżko, dużo plakatów i gitarę w rogu. Na przeciwko łóżka było jeszcze orzechowe biurko i kręcony fotel. -Rozgość się. - poganił mnie ręką, na co weszłam posłusznie do środka i usiadłam na łóżku. On natomiast usiadł na fotelu i wpatrywał mi się w oczy.
-Możesz mi powiedzieć, co my tu właściwie robimy?
-Chciałem porozmawiać.
-O czym? - zachęciłam go i przygryzłam wargę. O co mu chodzi? Milczał, a potem wziął głęboki oddech.
-Chciałem, żebyś wiedziała, że to mieszkanie możesz traktować jak swoje własne. Wiele rzeczy może się zdarzyć, ale pamiętaj, że zawsze możesz tu wracać, niezależnie od tego, czy boisz się chodzić po nocy po mieście, czy po prostu chcesz pogadać albo spędzić czas. Chłopaki mogą mówić swoje bzdury, szczególnie Michael, ale nie przejmuj się. Możesz przyjść tu, do mojego pokoju, zamknąć drzwi na klucz i tak dalej.
-Dziękuję, Luke. Ale dlaczego to robisz? - powiedziałam zdziwiona. Uśmiechnął się do mnie. I to był chyba najszczerszy uśmiech jaki u niego widziałam. Moje kąciki drgnęły.
-Powiedziałem ci, że jesteś moja. Muszę się tobą opiekować.
-Czekaj, ty tak na serio? - wstałam i podeszłam do niego. -Luke, wiesz, że nie mogę tak. Ja cię nie znam.
-Ale ja znam takie jak ty. Najpierw się mądrzą, a później zostają gwałcone na moich wyścigach. - wzdrygnęłam się na jego bezpośredniość. -Wolę nie mieć ciebie na sumieniu, szczególnie, że masz chłopaka, rodzinę.
-Dziękuję. - przykucnęłam koło niego i przytuliłam się. Trochę to zajęło, zanim odwzajemnił, ale w końcu wstał z krzesła podnosząc mnie do góry, na co pisnęłam i zaśmiałam się. Potem postawił mnie na ziemię i trzymał blisko siebie.
-Zostań dziś na noc, proszę. - powiedział błagalnie. Pokręciłam głową.
-Nie mogę. Obiecałam cioci, że zrobię kolację. Po pracy jest wyczerpana.
-Pomogę ci.
-To nie jest dobry pomysł. Luke, zostań tu, a ja wrócę do domu. Ale dziękuję, że chcesz mi pomagać. Jesteś kochany. - pocałowałam go w policzek. Uniósł brwi.
-Poczekaj, napiszę ci chociaż nasz adres i numer telefonu. - wziął karteczkę i napisał długopisem jakieś numery. Potem zgiął ją i włożył do kieszeni mojej sukienki. Znowu złapał mnie za rękę i zszedł po schodach, kierując mnie do samochodu. Gdy już byliśmy w środku nie mógł opanować się od zerkania na mnie, co chwilę.
Podobało mi się to. A najbardziej podobały mi się nasze dłonie splecione razem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz